I tak było od początku, od kiedy tylko najpierw po polskiej słabości, a potem już na całego – po trupie Rzeczypospolitej – Rosja wdarła się do europejskiej wyobraźni. Na tyle wielka i daleka, że nie było tam dla niej wystarczająco miejsca. W zachodnich głowach zmieściły się tylko rosyjskie zaklęcia i własne chciejstwo. Mieszanka wybuchowa, żeby nie powiedzieć – rewolucyjna. Pokusa dziewiczej, świętej Rusi. Gleby niewyjałowionej przez racjonalność i autorytet. Wypreparowane na Zachodzie nasiona, jego pomysły i marzenia miały wystrzeliwać z niej z prędkością i rozmachem magicznej fasoli. Piąć się wprost do nieba, błyskawicznie osiągając pułap ziemskiego raju.
Czytaj więcej
Jak dotąd nie było to zbyt uciążliwe sąsiedztwo. Rosyjski konsulat po drugiej stronie ulicy wydawał się zanurzony w tej samej sennej atmosferze co cała reszta miasta. Ale od paru dni wszystko się zmieniło. Co wieczór odbywają się tu protesty, chodnik pokryły metalowe barierki, a niemal wszystkie przejeżdżające pod oknem samochody trąbią na znak solidarności z Ukrainą i sprzeciwu wobec rosyjskiej agresji.
A z im większym lękiem i pogardą spoglądał Wschód na wszystkie te czynione na jego rzekomą niewinność zakusy, tym okazywał się dla Zachodu bardziej atrakcyjną zdobyczą. Ziemią obiecaną wszystkich jego słabości. Jeśli coś przygotowało w rosyjskiej duszy grunt pod opętanie komunizmem, to słowianofilstwo. Wiara w czysty, nieomylny w swojej ignorancji lud. Niezbrukany przez scholastykę, renesans czy jakiekolwiek inne zachodnie konwulsje. Miejsce zwolnione przez racjonalność zajmowały mistycyzm i sentymentalizm. Tyran mógł swobodnie zasiąść na tronie opuszczonym uprzednio przez autorytet. W tym rosyjskim poczuciu wyższości Zachód dopatrzył się wreszcie swojego dobrego dzikusa. Pod wschodnimi strzechami miało przychodzić na świat marzenie Rousseau. Spełnić się wielka pokusa zrzucenia kajdan cywilizacji, jej reguł i zasad. Kiedy rosyjski poeta Gawriła Dierżawin stwierdzał, że Rosjanie uczą się języków bez gramatyki, muzyki bez nut i wiary bez katechizmu, jego głos przepełniony był sarkazmem. Gdy to samo zobaczył Zachód – wpadł w zachwyt. Od tej chwili za każdym razem, kiedy jego pycha wzbierała, swego ujścia szukała zawsze w nieskończonej, rosyjskiej przestrzeni.
Kiedy rosyjski poeta Gawriła Dierżawin stwierdzał, że Rosjanie uczą się języków bez gramatyki, muzyki bez nut i wiary bez katechizmu, jego głos przepełniony był sarkazmem. Gdy to samo zobaczył Zachód – wpadł w zachwyt.
Z całym szacunkiem dla ekumenicznej wrażliwości naszej epoki, główną winę za to ponosi prawosławie. To ono pozwoliło Rosji „wypisać" się z europejskiej historii. Trwać na jej obrzeżach, budując jednocześnie na fundamencie tej okoliczności swoje poczucie wyższości. Dopatrywać się źródeł rosyjskiego posłannictwa, dziejowej misji „Trzeciego Rzymu". To prawosławny model relacji między kościołem i państwem pozwalał kolejnym samodzierżcom – białym i czerwonym – grabić, mordować i podbijać z błogosławieństwem cerkwi. To wreszcie antyrzymski resentyment zapewniał religijną sankcję imperialnej polityce Moskwy.