Jan Maciejewski: Grzechy Zachodu to sojusznik Rosji

Rosja jest kłamstwem, w które Zachód uwielbia wierzyć. Obietnicą zbyt pociągającą, by poddać ją trzeźwej weryfikacji. A kiedy już Europa natnie się na moskiewską blagę, zwykła wpadać w samozachwyt, jak teraz. Z gorliwością zdradzonej kochanki wytyka błędy i łajdactwa starej miłości. Nie widząc, że uwiodły ją we wschodnim kolosie własne błędy. Że nikt tak przekonująco jak on nie potrafi podsuwać gotowych recept na zachodnie choroby.

Aktualizacja: 20.03.2022 15:39 Publikacja: 11.03.2022 16:00

Jan Maciejewski: Grzechy Zachodu to sojusznik Rosji

Foto: AFP

I tak było od początku, od kiedy tylko najpierw po polskiej słabości, a potem już na całego – po trupie Rzeczypospolitej – Rosja wdarła się do europejskiej wyobraźni. Na tyle wielka i daleka, że nie było tam dla niej wystarczająco miejsca. W zachodnich głowach zmieściły się tylko rosyjskie zaklęcia i własne chciejstwo. Mieszanka wybuchowa, żeby nie powiedzieć – rewolucyjna. Pokusa dziewiczej, świętej Rusi. Gleby niewyjałowionej przez racjonalność i autorytet. Wypreparowane na Zachodzie nasiona, jego pomysły i marzenia miały wystrzeliwać z niej z prędkością i rozmachem magicznej fasoli. Piąć się wprost do nieba, błyskawicznie osiągając pułap ziemskiego raju.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Świat się poruszył

A z im większym lękiem i pogardą spoglądał Wschód na wszystkie te czynione na jego rzekomą niewinność zakusy, tym okazywał się dla Zachodu bardziej atrakcyjną zdobyczą. Ziemią obiecaną wszystkich jego słabości. Jeśli coś przygotowało w rosyjskiej duszy grunt pod opętanie komunizmem, to słowianofilstwo. Wiara w czysty, nieomylny w swojej ignorancji lud. Niezbrukany przez scholastykę, renesans czy jakiekolwiek inne zachodnie konwulsje. Miejsce zwolnione przez racjonalność zajmowały mistycyzm i sentymentalizm. Tyran mógł swobodnie zasiąść na tronie opuszczonym uprzednio przez autorytet. W tym rosyjskim poczuciu wyższości Zachód dopatrzył się wreszcie swojego dobrego dzikusa. Pod wschodnimi strzechami miało przychodzić na świat marzenie Rousseau. Spełnić się wielka pokusa zrzucenia kajdan cywilizacji, jej reguł i zasad. Kiedy rosyjski poeta Gawriła Dierżawin stwierdzał, że Rosjanie uczą się języków bez gramatyki, muzyki bez nut i wiary bez katechizmu, jego głos przepełniony był sarkazmem. Gdy to samo zobaczył Zachód – wpadł w zachwyt. Od tej chwili za każdym razem, kiedy jego pycha wzbierała, swego ujścia szukała zawsze w nieskończonej, rosyjskiej przestrzeni.

Kiedy rosyjski poeta Gawriła Dierżawin stwierdzał, że Rosjanie uczą się języków bez gramatyki, muzyki bez nut i wiary bez katechizmu, jego głos przepełniony był sarkazmem. Gdy to samo zobaczył Zachód – wpadł w zachwyt. 

Z całym szacunkiem dla ekumenicznej wrażliwości naszej epoki, główną winę za to ponosi prawosławie. To ono pozwoliło Rosji „wypisać" się z europejskiej historii. Trwać na jej obrzeżach, budując jednocześnie na fundamencie tej okoliczności swoje poczucie wyższości. Dopatrywać się źródeł rosyjskiego posłannictwa, dziejowej misji „Trzeciego Rzymu". To prawosławny model relacji między kościołem i państwem pozwalał kolejnym samodzierżcom – białym i czerwonym – grabić, mordować i podbijać z błogosławieństwem cerkwi. To wreszcie antyrzymski resentyment zapewniał religijną sankcję imperialnej polityce Moskwy.

Zachodnia słabość, europejska dekadencja były z wyżyn Kremla obserwowane z pobłażaniem i satysfakcją. Prawdziwą nienawiść, szczerą żarliwość budził jedynie katolicyzm. Łacińskość była od zawsze tym wszystkim, czego na Wschodzie naprawdę nie rozumiano i czego w związku z tym bano się wprost panicznie. Dyscyplina, która nie bierze się ze strachu, tylko miłości? Duchowość rozlewająca się poza mury klasztorów, kształtująca polityczne porządki i architektoniczne style? Jedność, której nie gwarantuje knut, ale bezinteresowna wierność? Dusza wznosząca się do nieba w równym kroku z rozumem? Niepojęte. Nieogarnione.

Dlatego też Piotr Czaadajew został za swoje filokatolickie poglądy posądzony w XIX-wiecznej Rosji o obłęd. A Dostojewski, który jak nikt inny potrafił zrozumieć i wyrazić rosyjską duszę, nie szczędził Rzymowi najgorszych obelg.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Progresywne Śródziemie Jeffa Bezosa

Grzechy Zachodu były zawsze, są też dzisiaj, największym sojusznikiem Rosji. Niezależnie od tego, czy dopatrują się one we Wschodzie swojego spełnienia, czy też przeciwnika. Moskwa boi się tak naprawdę tylko jednego. Że Europę opanuje znów płomień rzymskiej formy. Bo wie doskonale, że zajmą się wtedy od niej strzechy „świętej Rusi".

I tak było od początku, od kiedy tylko najpierw po polskiej słabości, a potem już na całego – po trupie Rzeczypospolitej – Rosja wdarła się do europejskiej wyobraźni. Na tyle wielka i daleka, że nie było tam dla niej wystarczająco miejsca. W zachodnich głowach zmieściły się tylko rosyjskie zaklęcia i własne chciejstwo. Mieszanka wybuchowa, żeby nie powiedzieć – rewolucyjna. Pokusa dziewiczej, świętej Rusi. Gleby niewyjałowionej przez racjonalność i autorytet. Wypreparowane na Zachodzie nasiona, jego pomysły i marzenia miały wystrzeliwać z niej z prędkością i rozmachem magicznej fasoli. Piąć się wprost do nieba, błyskawicznie osiągając pułap ziemskiego raju.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi