Często mówi pan o potrzebie profesjonalizacji polskiego kina.
Naprawdę nie jesteśmy profesjonalni?
Na planie pracujemy znakomicie, ale przemysł filmowy to machina, która w Polsce nie zawsze dobrze działa. Mam nadzieję, że katalizatorem zmian stanie się Forum Dialogu Branżowego, które powstało przy Instytucie. Stworzyliśmy 27 podzespołów. Zmierzyliśmy się z problemami, których dawno nie poruszono. Rozmawiamy o wszystkim, od spraw najważniejszych do stosunkowo drobnych. O rozwoju produkcji, o przyciąganiu do kina prywatnych inwestorów, ale i o tym, jak możemy być bardziej obecni w strukturach międzynarodowych. Mówimy o czasie pracy i o innych regułach na planie, w tym tych odnoszących się do przeciwdziałania zachowaniom negatywnym. Pracujemy nad konkretnymi dokumentami i rozwiązaniami.
Czy w czasie spotkań forum dyskusyjnego coś pana zaskoczyło?
Bardzo wiele rzeczy. Przede wszystkim otwartość i gotowość do przygotowania stosownych zmian, także pełne zaangażowanie wielu osób w społeczną pracę dla dobra polskiej kinematografii. Jeśli uda nam się wdrożyć postulowane rozwiązania, zrobimy duży krok ku mocniejszej profesjonalizacji branży.
Muszę też pana zapytać o sytuację kobiet w polskim kinie. Miało być 50/50 w 2020 roku...
Ostatnie trzy lata zmieniły obraz składów komisji oceniających w PISF-ie projekty, których producenci ubiegają się o dotacje. W roku 2020 spełniliśmy tu już postulat 50/50. Podobnie jak w ogłoszonych właśnie komisjach 2021 roku. Mamy też ostatnio sporo reżyserek-
-debiutantek. Natomiast wciąż wiele jest do zrobienia w sprawie nierówności płacowych. Właśnie zbieramy dane na ten temat. Podczas Forum Dialogu dyskutowaliśmy również na temat ochrony przed różnymi formami mobbingu, który na planie filmowym zdarza się i był dotąd zamiatany pod dywan. To zresztą nie dotyczy wyłącznie kobiet.
Kobiety Filmu spisały niedawno kodeks dobrych praktyk.
Przy PISF-ie powstaje niezależna komisja, która ma zajmować się przypadkami dyskryminacji pracowników. Tworząc nasz dokument, będziemy się starali uwzględnić różne propozycje środowiska, także kodeks dobrych praktyk stworzony przez Kobiety Filmu. I, jak już wspomniałem, nie są to tylko kwestie równościowe. Znajdą się tam regulacje, których na polskim rynku brakowało: dotyczące m.in. czasu pracy, relacji w ekipach, stosunku wynagrodzeń do budżetu, podstawowych umów. Wszystko tu musi być wyważone. Chcemy chronić producentów, ale też zagwarantować prawa twórcom, którzy w zderzeniu z producentami są zwykle na słabszej pozycji ekonomicznej.
Wróćmy do pandemii. Pytanie, czy PISF dysponuje danymi na temat zubożenia środowiska filmowego. W czasie pierwszego lockdownu powstał fundusz socjalny. Zapomogi wynosiły wówczas po 2600 zł. Ale co dalej, w jakiej sytuacji filmowcy są dzisiaj?
W czasie pierwszego zamknięcia około 300 planów audiowizualnych – filmów, seriali, reklam – zostało zawieszonych na około trzech miesięcy. Teraz seriale się w Polsce kręci, podobnie jak filmy i reklamówki. Oczywiście, produkcji jest mniej, aktorzy zostali też pozbawieni zarobków w teatrze, a producenci – zwrotów z kin związanych z dystrybucją. Spadek realnych dochodów jest więc duży. Tym bardziej że kontrakty filmowców najczęściej zakładają różne terminy wypłacania pieniędzy: przy podpisaniu umowy, potem po rozpoczęciu czy finale zdjęć, wreszcie po zakończeniu filmu i dystrybucji. To stały problem, także poza pandemią, w czasie kryzysów czy w okresie, gdy twórca nie ma akurat filmu w produkcji.
Zmieni tę sytuację zapowiadana ustawa o statusie artysty?
Zdecydowanie, bo jest rodzajem funkcjonującego w wielu krajach europejskich ubezpieczenia społecznego dla twórców. To podstawa wykonywania wolnego zawodu, który uzależniony jest od wielu czynników zewnętrznych, nie tylko od własnego talentu. Środki na wsparcie artystów mają pochodzić z przedsiębiorstw, które zarabiają na konsumpcji dzieł kultury, w tym filmów, a także z opłaty reprograficznej. Przez 20 lat nikt tego nie aktualizował i dziś są nią objęte kasety VHS, a zapomnieliśmy, jak naprawdę słuchamy muzyki czy oglądamy filmy. I myślę, że niewiele czasu zostało, by nowe rozwiązania się pojawiły. O ile wiem, Ministerstwo Kultury zgłosiło już projekt ustawy o statusie artystów do procedowania ustawowego.
Dziś mamy kilka szkół filmowych i sporo rozmaitego rodzaju kursów. Co roku wychodzi z nich około 60 reżyserów. Czy nasz rynek jest w stanie ich wchłonąć?
W obecnych realiach to rzeczywiście liczba absurdalna. Zwłaszcza że producenci najbardziej szukają przedstawicieli zawodów technicznych, a również nowych profesji, czasem w ogóle nieobecnych na polskim rynku. Brakuje też specjalistów z dziedzin, które będą determinowały profesjonalizację branży, choćby menedżerów ryzyka bezpieczeństwa, specjalistów rynku finansowego z wiedzą o produkcji filmowej, wspomnianych agentów sprzedaży.
A jak wygląda współpraca PISF-u ze środowiskiem?
Ponad 200 osób, 27 tematów głównych, kilkadziesiąt pobocznych – to skala prowadzonego od kilku miesięcy wspominanego Forum Dialogu Branżowego przy PISF. Poza tym za kilka tygodni wdrożymy nowy system informatyczny, już dziś obowiązuje zasada 30 dni od złożenia dokumentów do przygotowania umowy. O opinię proszę zapytać drugą stronę, choć określenie „druga strona" nie jest odpowiednie. Instytut jest częścią środowiska. Funkcjonuje dla niego, a bardziej dla polskiej kultury. Nie ma Instytutu bez artystów i trudno by było artystom bez Instytutu.
Rozmawialiśmy o problemach, z jakimi kino boryka się w czasach lockdownu. A co niesie nadzieję?
To, że jesteśmy bliżej końca pandemii. Że czasem z chaosu udaje się wyjść mocniejszym. Że udało się uzyskać dodatkowe wsparcie dla branży. Ale największą nadzieją są ludzie. Ci, którzy dziś święcą triumfy, przeważnie należą do młodego pokolenia. To właśnie rysuje wielkie nadzieje na kolejne lata.