Miał pan o to żal do Leppera?
No tak, bo jak był biedny, to dzięki mnie miał gdzie mieszkać, był wożony i goszczony. Wieczór wyborczy 2001 roku u mnie został zorganizowany. 300 osób się bawiło. To akurat była impreza składkowa, każdy, kto mógł, coś dołożył. Krytykowali nas potem, że żona Leppera nie ma co do garnka włożyć, a tutaj tak się bawią. A potem do Witaszka już się nie jeździło, a na dodatek żądano ode mnie weksla na 1 mln złotych. Później zeszli na 550 tys. złotych, ale jak można było domagać się weksli na tyle pieniędzy, jak tam tyle biedoty było w tej Samoobronie. Przecież dzisiaj niektórzy posłowie Samoobrony żyją w biedzie, jeżeli nie mieli swojego interesu. Kto przyjmie byłego posła do prostej roboty? Wszyscy się boją.
Ale pan weksla nie podpisał?
Pewnie, że nie, bo to jest najłatwiejszy pieniądz do ściągnięcia. Poza tym taki weksel to jest ubezwłasnowolnienie posła. Lepper po cichu dogadał się z SLD i kazał nam wspierać ich pomysły. Akurat były takie głosowania, których nie chciałem popierać – za ograniczeniem urlopów macierzyńskich, za obcięciem dotacji na bary mleczne, a Lepper mówił – dyscyplina partyjna. Ale później miłość się skończyła. Leszek Miller prosił o poparcie przy aferze Rywina, a Lepper – nie.
Mówi pan to z satysfakcją. Nie lubił pan Millera?
Nie podobał mi się. U mnie oni wszyscy bywali na przedwyborczych spotkaniach – Aleksander Kwaśniewski, Krzysztof Janik, Józef Oleksy i Miller. Ja ich wszystkich znałem. W okresie kampanii zawsze robili spotkanie integracyjne, a ja im piekłem jakieś prosiaki czy dziki. Zawsze płacili, mieli pieniędzy w bród. Ale przed ostatnimi wyborami w 2015 roku, kiedy zabrakło im 0,5 proc. do przekroczenia progu, to nie zrobili ani jednego spotkania na naszym terenie. Zawsze była masa ludzi, a tym razem nic. Na dodatek wystawili z naszego okręgu jakąś dziewczynę, której cała rodzina była w PSL. Jak oni mieli wygrać?
Mówi pan, że musieliście głosować tak jak SLD, a przecież Andrzej Lepper był okropnie cięty na polityków Sojuszu. Pamięta pan, jak mówił o korupcji i wymieniał polityków Sojuszu po nazwiskach?
Oczywiście, że pamiętam, ale tam cichy układ był. Od Sojuszu dostał przyzwolenie na działanie – na blokady czy okupację Ministerstwa Rolnictwa. No i dostał stanowisko wicemarszałka. Co prawda szybko je stracił przez własną głupotę, ale na Samoobronę to miejsce w Prezydium Sejmu czekało. Wie pani, Lepper nie potrafił dysponować tym, co miał. Przecież wicemarszałek to dodatkowy samochód, kierowca, sekretarka. A on tyle czasu czekał, zanim zdecydował się na Genowefę Wiśniowską. Albo to wyrzucanie posłów z klubu. Po co było wywalać ludzi, skoro od każdego Lepper miał prawie 2,5 tys. złotych miesięcznie? Przecież to same straty finansowe. Nie rozumiałem, jak ten człowiek liczy. Może kalkulował, że jeżeli wywali starych ludzi i weźmie nowych, to od każdego ściągnie po 100 tys. zł za pierwsze miejsce na liście? Od starego by nie wziął, a słyszałem, że od nowych brał.
A pan zapłacił za miejsce na liście?
Nie. Widocznie tak się zasłużyłem Lepperowi, że bez pytania o pieniądze wstawił mnie na pierwsze miejsce na liście.
Jak to było, że został pan wyrzucony z Klubu Samoobrony?
Pięciu nas wtedy wyrzucono. Domagaliśmy się rozliczeń finansowych – z umeblowania biura, z podwójnych rachunków itd. Nie chcieliśmy tego rozgłaszać, dlatego napisaliśmy do Leppera list w tej sprawie, ale nie chciał tego wytłumaczyć. No i nie godziliśmy się na weksle. Ale nie powiem, że z powodu wyrzucenia było mi specjalnie przykro. Nie musiałem zginać karku. Później założyliśmy federacyjny klub poselski i z tego klubu wszedłem do komisji śledczej badającej aferę Orlenu. Wie pani, że w tej komisji trzech nas było z Samoobrony? Ja z klubu Federacyjnego, Andrzej Grzesik z Samoobrony i Andrzej Aumiller, który wtedy był jeszcze w Unii Pracy, ale w następnej kadencji zdobył mandat z Samoobrony. I dawaliśmy sobie w tej komisji radę, a próbowali z nas zrobić ciemniaków, którzy na niczym się nie znają. Jeden raz Lepper zachował się wobec mnie przyzwoicie, gdy zagłosował przeciwko odwołaniu mnie z tej komisji.
A dlaczego chciano pana odwołać?
Roman Jagieliński, który był szefem Federacyjnego Klubu Poselskiego, zarazem szefował Partii Ludowo-Demokratycznej i chciał, żebym ja reprezentował nie nasz klub, tylko tę partię. Nie zgodziłem się na to i Jagieliński próbował mnie odwołać. Wtedy Lepper go oszukał – powiedział, że poprze moje odwołanie, ale tego nie zrobił. Dlatego zostałem w tej komisji i obroniłem Włodzimierza Cimoszewicza przed tą damą z Dziekanowa, która go oskarżyła o manipulowanie oświadczeniem majątkowym.
Jak to pan go obronił? Rozumiem, że mówi pan o Annie Jaruckiej, asystentce Cimoszewicza z czasów gdy był szefem MSZ.
Wiedziałem, że ona jest z tej samej gminy co ja, a jakoś nie przyszła do sąsiada, żeby rozmawiać o Cimoszewiczu, tylko poszukała kontaktu do Konstantego Miodowicza, człowieka służb. Gdy ją spytałem, dlaczego nie zgłosiła się do mnie ze swoimi rewelacjami, to powiedziała, że nie wie. Później wyszło na jaw, że Cimoszewicz dał jej nadzór nad gospodarstwem pomocniczym, ale jej się zachciało jechać do Włoch, a on się nie chciał zgodzić i postanowiła go zniszczyć. A wszyscy tak ją hołubili na tej komisji – że ujawniła przekręty Cimoszewicza, że kobieta w ciąży, to trzeba z nią delikatnie, bo może poronić. A przecież po niektórych pytaniach od razu było widać, że to działania operacyjne służb. Tylko Zbigniew Wassermann z PiS mnie wsparł.
Chce pan powiedzieć, że było widać, iż chcą wrobić Cimoszewicza?
Oczywiście, że tak. Samoobrona w ogóle zrobiła dużo dobrych rzeczy w Sejmie. W komisji orlenowskiej mówiliśmy, gdzie tkwią problemy, gdzie są oszustwa na paliwach, na VAT. PiS potrafiło pięknie skorzystać z naszych ustaleń. Wykorzystało też nasz program rolny i teraz go realizuje. Bo u nas była fachowość. Gdy Lepper odszedł z rządu i poróżnił się Wojciechem Mojzesowiczem, to Jarosław Kaczyński nie dał tego stanowiska Krzysztofowi Jurgielowi z PiS, tylko dał je Mojzesowiczowi.
To były raczej targi polityczne, bo Mojzesowicz wyciągnął trochę ludzi z Samoobrony i dostał za to zapłatę.
Rzeczywiście, niepotrzebnie Mojzesowicz podzielił Samoobronę, wyciągając piątkę ludzi. Wtedy zaczęło się wyrzucanie Leppera. Gdyby tak się nie stało, to Lepper nie przegrałby tak sromotnie wyborów, bo byłby silniejszy. Mam też pretensje do Kaczyńskiego, że jak tylko wziął Leppera do rządu, to puścił za nim służby, sam to mówił, a te sprowokowały aferę gruntową. Przecież jeżeli ktoś im ułatwił zdobycie władzy, to Lepper.
Co pan ma na myśli?
To, że w wyborach prezydenckich poparł Lecha Kaczyńskiego, przeciwko Donaldowi Tuskowi. Lepper zdobył w wyborach prezydenckich 15 proc. głosów. A że Samoobrona była zdyscyplinowana, to gdy powiedział, że trzeba głosować na Kaczyńskiego, ludzie tak zrobili. Bez Samoobrony Lech Kaczyński nie zostałby prezydentem, a później nie byłoby zwycięstwa parlamentarnego PiS. Oni tego nie docenili. Wymyślili aferę gruntową, której nie było, bo nikt nigdy się nie dopytywał o odrolnienie tej ziemi, a potem szukali Bóg wie gdzie przecieków, a to z gminy wyszła informacja, że afera gruntowa to jest jedna wielka lipa. Moim zdaniem to była kompromitacja służb i wstyd. Wicepremiera własnego rządu oskarżyć o łapówkarstwo to jest wstyd na całą Europę.
Nie wierzy pan w aferę gruntową. A w seksaferę? Lepper oglądał się za pracownicami?
Znałem Leppera 11 lat i niczego takiego nie widziałem. On nie lubił takich byle jakich gówniar jak ta Aneta Krawczyk. Ktoś zapłacił tej dziewczynie, żeby powiedziała to, co powiedziała. Jej w Samoobronie zrobili krzywdę, bo była szefową biura, radną wojewódzką, a Staszek Łyżwiński postanowił wymienić ją na młodszą. Wykopał ją, a ona została bez środków do życia. To był ich błąd. Lepper lubił panie lekkich obyczajów, a ponieważ te damy są w kontakcie z policją, to nadały, że Andrzej ma słabość do kobiet. Tyle że nie chodziło o pracę za seks.
Gdy odszedł pan z Samoobrony, powiedział pan o Lepperze sporo gorzkich sów. Mówił pan m.in., że zdradził chłopów, bo poparł wejście do Unii Europejskiej.
Baliśmy się wstąpienia do Unii, ale teraz uważam, że Wspólnota zrobiła dla rolników dużo dobrego.
Ze strachu byliście przeciwko Unii?
Przyjechali do nas politycy z Wielkiej Brytanii i bardzo nas przestrzegali, żeby się w tę Unię nie pchać, bo rolnicy indywidualni u nich mocno dostali w skórę. No to skoro przyjeżdżają ludzie z zagranicy i tak nas ostrzegają, to co mieliśmy myśleć. Zresztą trochę nas oszukali przy wchodzeniu do Unii. Zachód dostaje więcej dopłat dla rolników, a my mniej i nie chcą nam tego wyrównać. Ale Lepper niczego nam nie narzucał w sprawie Unii. Powiedział – głosujcie, jak chcecie.
Szkoda panu Samoobrony?
Bardzo. To była potężna organizacja. Andrzej Lepper tak się napracował, żeby ją zbudować. Zawsze bał się służb, że go wezmą na cel. Bał się podsłuchów. A potem otoczył się podejrzanymi ludźmi, nie miał wiele do powiedzenia i wszystko zostało zniszczone. Lepper miał do mnie żal, że go źle potraktowałem. Opowiadał bzdury, że tyłem się do niego odwracałem. To nieprawda. Mimo że Lepper mnie wyrzucił, do dzisiaj jestem mu wdzięczny, że mnie wciągnął do polityki i zostałem posłem. Dlatego chodzę na te spotkania upamiętniające go.
To dlaczego miał do pana żal?
Do wszystkich miał żal. Gdy człowiek spada z piedestału, a był marszałkiem czy wicepremierem, to chciałby, żeby go dalej honorowali. A tymczasem w 2011 roku nie chcieli mu nawet dać miejsca na liście. Samoobrona porozumiała się wówczas z Polską Partią Pracy, że będą startować ze wspólnych list. Mnie Bogusław Ziętek, szef PPP, stale namawiał, żebym startował w wyborach. A Leppera nie chciał nawet wesprzeć w wyborach do Senatu. Powiedzieli mu: Andrzej, ty masz swoje nazwisko, dorobek, startuj z własnego komitetu. I on biedny wystartował i przegrał. W 2001 roku zdobył 70 tys. głosów, na prezydenta w 2005 roku – ponad 2,2 mln głosów, a na senatora w 2011 zaledwie 4 tysiące głosów. Tak go wykolegowali. Człowiek naprawdę może się załamać – niby wszyscy wielcy przyjaciele, a później nawet nie chcieli go wziąć na listy.
—rozmawiała Eliza Olczyk (dziennikarka tygodnika „Wprost")
Zbigniew Witaszek jest przedsiębiorcą, restauratorem (prowadzi zajazd U Witaszka w Czosnowie), był posłem na Sejm IV kadencji.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95