Nr 2 – będę we Włoszech, mianowicie w Neapolu, przez całe 2 dni. Wylatuję z Izraela 29ego do Paryża, a z Paryża 8ego stycznia do Neapolu, gdzie przez 2 dni czekam na mój statek do Nowego Yorku. Może byś przyjechał? Ja przylatuję do Neapolu około południa (na żądanie mogę Ci przysłać dokładną godzinę), w sobotę 8ego. Nie mogę się już ruszać z Neapolu, bo bagaże, formalności itd. Ale Ty, gdybyś miał na to ochotę, to wsiadasz w samochód i widzimy się. W Paryżu mój adres przez te 10 dni brzmi: Maison Internationale des PENClubs, 66 rue Pierre Charron, Paris 8. Jeśli zdążysz przed 29tym, to przyślij mi kilka słów na telavivski adres, a jeśli nie, to pchaj na Paryż.
Właśnie dostałem list z Montevideo (Urugwaj), gdzie pisze, że miejscowy teatr żyje „Karolem", „Strip-tease" i „Na pełnym morzu". To przyjemne. Żadnego oskrobywania monet z wodorostów, postawiłem na Ciebie już dawno i masz mi przyjść do mety w cudownej formie, wygrywając gonitwę o kilka długości przed innymi ogierami.
Bardzo chciałbym Cię zobaczyć i pogawędzić z Tobą. Ciekaw jestem także, co Mara przywiozła ciekawego z Wwy. Na razie całuję Was i dobrych Świąt życzę.
As ever,
Leopold
Chiavari (Ge), via Prandina, 18/18 15 XII 65
Drogi Leopoldzie,
Listy Twoje zawsze miłe. Będziemy więc łysieć razem, ja to już umiem. Do Neapolu najchętniej bym przyjechał na spotkanie, gdyby nie to, że w pierwszy dzień świąt ruszam do Düsseldorfu. Nie wiem, jak długo tam będę, nie wiem dokładnie, kiedy tam odbędzie się premiera, zresztą nie jestem pewien, czy będę chciał być obecny na premierze. W każdym razie z miesiąc tam posiedzę.
A oto dalsze moje plany: zaraz po Düsseldorfie – prawdopodobnie na krótko tylko do Francji, a potem, jeśli wszystko pójdzie dobrze, przyjadę do Nowego Jorku, bo dostałem zaproszenie na jakiś zjazd literacki, międzynarodowy, urządzany przez Uniwersytet Long Island. Rzecz sama w sobie nie jest zdaje się bardzo poważna, ale płacą podróż i utrzymanie przez kilka dni trwania konferencji, z końcem marca. Jeżeli więc w tym akurat czasie nie będziesz gdzieś latał z kowbojami po Texasie, to może zamiast w Neapolu oglądniemy się w Ameryce. Zresztą nie chciałbym oczywiście zaraz stamtąd wracać, jeśli już raz się dostanę za darmo na miejsce. Byłoby pięknie, gdybym dostał coś tam jeszcze od kogoś w USA, jakieś inne jeszcze zaproszenie tego samego rodzaju, ze względu na pokrycie kosztów, rzecz jasna. Może coś z tego wyjdzie, to znaczy może na razie chociaż ten Long Island wypali.
To oczywiście łączy się ze sprawą paszportu, w którym by było miejsce na wizy. Twoja rada i przykład krzepiące. Zaraz jadę do Rzymu to załatwić. Lepiej zaraz, bo czas właściwie już nagli.
Wiadomość o teatrze w Montevideo dobra, ale nic o tym nie wiedziałem. W Ameryce Południowej grają, co chcą i jak chcą, zupełne kłusownictwo. Nie można z nimi dojść do ładu. Dobrze, żeś mi powiedział.
Mara wróciła kilka dni temu. Ale obawiam się, że nie mogę Ci donieść o niczym sensacyjnym w Warszawie. I ja też się spodziewałem jakichś ciekawostek. Tymczasem okazuje się, że Polska jest najbardziej stabilnym krajem Europy, jest rzeczywistością niezmienną i niewzruszalną. Pod pewnymi względami może to i dobrze, pod pewnymi może nie. Ostatnim wielkim wydarzeniem towarzyskonarodowym było otwarcie Teatru Wielkiego. Wszyscy są zaprzątnięci krzątaniną, pokonywaniem codzienności, oporem materii życiowej i biurowej, dosyć szaro, dosyć biednie. Mało co kto pisze, jeszcze mniej kto co czyta. Życie towarzyskie przeniosło się raczej do domów prywatnych. Trwanie, zużywanie się, wieczność.
Pozdrawiamy Cię serdecznie. Pisz na Chiavari, zawsze do mnie dojdzie.
Waszyngton, 30.3.66
Mrożku, Kochanie,
Przejechałem Luizjanę, Texas, Nowy Meksyk, Arizonę, Kalifornię, Nevadę, Utah, Colorado, Illinois, Michigan. Trochę mam obłęd w oczach. Ciebie się tu spodziewali: między innymi niejaki prof. Arden w Detroit. Ja tu wygłaszam odczyty, z tego chcę na razie żyć. Tu Cię znają jak cholera, ja ciągle o Tobie mówię i chwalę się Tobą osobiście i narodowo. Powtarzam zawsze Amerykanom – bo mówię do Amerykanów, a nie do endeków, którzy są tu prawie jedynymi Polakami – że Ty jesteś taki Swift z Podgórza w Krakowie, reprezentant pokolenia zgorzkniałych sceptyków do lat 40-tu. Przyznają mi rację.
Do Europy na razie nie wracam, przynajmniej dopóki nie rozstrzygnie się sprawa tej mojej książki, tytuł której Ci zapewne wspominałem. A w ogóle – chyba będę trochę w Twojej sytuacji, tylko tu. Jak wiesz: życie jest gówno na kole – raz jest w gorze, raz jest w dole – i to jest właśnie ze mną. Ale gdybym tam (Europa) przybył, to na pewno się zobaczymy, bo bardzo się przez te listy do Ciebie przywiązałem. Całuję Cię, pozdrawiam Marę, i pisz ciągle na ten sam adres. ©?
Tfuj
L.
Fragment książki „Sławomir Mrożek, Leopold Tyrmand. W emigracyjnym labiryncie. Listy 1965–1982" w opracowaniu Dariusza Pachockiego, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego.