Bogusław Chrabota: To konflikt narracji, trzeba go wygrać

Setki tysięcy ludzi przed telewizorami. Rozkrzyczane czołówki gazet i portali. Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej i wszystkie jej aspekty: migracyjny, humanitarny, polityczny. Eksperci wywodzą w studiach telewizyjnych i radiowych, że to wojna hybrydowa, a może nawet początek poważnego konfliktu, bo za plecami Łukaszenki dyszy imperialną żądzą Putin, a ten – w przeciwieństwie do Białorusina – ma siły i środki, by rozpętać prawdziwą wojnę.

Publikacja: 19.11.2021 16:00

Granica polsko-białoruska

Granica polsko-białoruska

Foto: AFP

Zagrożenie, może nawet zielone ludziki w korytarzu suwalskim... Jeśli nie dziś, to pewnie jutro! Uchodźcy skradający się cichaczem po nocach pod naszymi oknami. Co nam zrobią? Co my zrobimy w sytuacji zagrożenia? Setki pytań i mętne odpowiedzi. Atmosfera zbliżającej się wojny. Jeszcze chwila i zaczniemy wykupywać w spożywczych mąkę i cukier. Jedni grają emocjami, drudzy je tonują.

Polską zawładnęła psychoza strachu. Czy uzasadniona? Bez wątpienia, bo to geopolityka po raz pierwszy zapukała do naszych drzwi. Upomniała się o nas na samej polskiej granicy. A my? Kompletnie nieprzygotowani. Sparaliżowani megabajtami informacji. Nie rozumiemy, że wszystko to jest groźne, ale – przynajmniej na razie – dzieje się głównie w sferze medialnej, że to prawdziwe miejsce konfliktu. Owszem, są przepychanki na polskiej granicy. Koczują jacyś ludzie. Rzucają czasem kamieniami, a naprzeciw nich tarcze polskich sił bezpieczeństwa i armatki wodne. Ale to tylko obrazy. Nikt nie podjął realnej inwazji na nasz kraj. Nie ma żadnej wojny poza komunikacyjną.

Nie rozumiemy, że wszystko to jest groźne, ale – przynajmniej na razie – dzieje się głównie w sferze medialnej, że to prawdziwe miejsce konfliktu

Spójrzmy na to z tej perspektywy. I wyjaśnijmy, jaka to gra. Dramat na polskiej granicy i jego nagłośnienie Łukaszenko wywołał po to, by osiągnąć swoje cele: zemścić się na Polsce, obnażyć słabość Unii, uzyskać legitymację swojej władzy w Białorusi i zyskać – śladem Erdogana – środki finansowe. Co więcej, zrobił to sprawnie. Dysponuje, w przeciwieństwie do polskich władz, ściśle podległymi mediami. Kreują one jednostronny obraz konfliktu na potrzeby sfery rosyjskojęzycznej. Zarazem zaprosił telewizje wolnego świata, by pokazywały obraz konfliktu z jego strony granicy. Z Białorusi nadaje CNN, zdjęcia robią reporterzy Reutersa i Agence France Press (AFP). I właśnie dzięki nim w wielu krajach świata dominuje narracja reżimu Łukaszenki. Świat widzi takie obrazki, które chce mu pokazać Łukaszenko. Więc szokiem (nie tylko dla nas, ale dla wielu komentatorów z zagranicy) musi być to, że demokratyczny polski rząd nie podejmuje rękawicy komunikacyjnej i zakazuje wstępu do specjalnej strefy mediom. Czyżby nie rozumiał, że wojna toczy się na słowa i obrazy i ten ją ostatecznie wygra, kto w sposób bardziej przekonujący narzuci swoją opowieść?

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Covid wyciągnął z szafy śmierć

Czego boi się polski rząd? To zrozumiała obawa, by nie otwierać szeroko drzwi dla dominującego przekazu informacji spolaryzowanej przez media rządowi niechętne. Inżynierowie medialni rządzących mówią: „Stwórzmy własną bańkę informacyjną. Narzućmy nasz punkt widzenia. Nie będzie miał alternatywy. Przynajmniej w sferze obrazu. Zachowajmy kontrolę nad przekazem". Niby to zrozumiałe, logiczne. Ale tak naprawdę to myślenie obarczone poważnymi błędami. Zarówno natury ilościowej, jak i jakościowej. Aspekt ilościowy polega na tym, że w dobie globalizacji wygrywa masa. Kanałów informacyjnych, którymi dysponują rządzący, jest niewiele. To zaledwie państwowe telewizja i radio. I są – poza lojalistami – mało wiarygodne. To już aspekt jakościowy.

Reszta polskich i światowych mediów, odcięta od możliwości samodzielnego zdobywania informacji, po pierwsze, krytykuje rząd za „odcięcie" wolnych mediów, po wtóre, jest nieufna wobec materiałów niosących ładunek propagandowy, a po trzecie, posiłkuje się materiałami agencyjnymi pozyskiwanymi również z relacji mediów białoruskich. Widzę to na co dzień z perspektywy redakcji „Rzeczpospolitej". Kiedy z braku własnych zdjęć teksty poświęcone tematyce granicy ilustrujemy fotografiami choćby z AFP – obrazki przedstawiające polskich pograniczników i większość poświęconych migrantom pochodzą z Białoruskiej Agencji Prasowej. Przecież to kompletny absurd! Zarzucający złą wolę mediom polski rząd sam prowokuje takie praktyki. Wpycha media w strefę wojenną kontrolowaną przez Łukaszenkę. Czas to zmienić. Czas, by dysponenci polskiej polityki pojęli, że ta hybrydowa wojna obywa się w sferze medialnej.

Dlatego w przeciwieństwie do moich kolegów, którzy domagają się dostępu dziennikarzy do strefy konfliktu z pobudek pryncypialnych (swoją drogą podzielam ich racje), na potrzebę tego artykułu odwołam się do pragmatycznych. Tę wojnę narracyjną można i trzeba wygrać rzetelnym obrazem, wiarygodną informacją. Nie bójmy się jej, bo to nasza broń przeciwko dyktaturze, która ma krew na rękach. Uwierzmy w dobre intencje. Bo innych w tej sprawie nie ma.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Kolumb i kulinaria

Zagrożenie, może nawet zielone ludziki w korytarzu suwalskim... Jeśli nie dziś, to pewnie jutro! Uchodźcy skradający się cichaczem po nocach pod naszymi oknami. Co nam zrobią? Co my zrobimy w sytuacji zagrożenia? Setki pytań i mętne odpowiedzi. Atmosfera zbliżającej się wojny. Jeszcze chwila i zaczniemy wykupywać w spożywczych mąkę i cukier. Jedni grają emocjami, drudzy je tonują.

Polską zawładnęła psychoza strachu. Czy uzasadniona? Bez wątpienia, bo to geopolityka po raz pierwszy zapukała do naszych drzwi. Upomniała się o nas na samej polskiej granicy. A my? Kompletnie nieprzygotowani. Sparaliżowani megabajtami informacji. Nie rozumiemy, że wszystko to jest groźne, ale – przynajmniej na razie – dzieje się głównie w sferze medialnej, że to prawdziwe miejsce konfliktu. Owszem, są przepychanki na polskiej granicy. Koczują jacyś ludzie. Rzucają czasem kamieniami, a naprzeciw nich tarcze polskich sił bezpieczeństwa i armatki wodne. Ale to tylko obrazy. Nikt nie podjął realnej inwazji na nasz kraj. Nie ma żadnej wojny poza komunikacyjną.

Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS