Zagrożenie, może nawet zielone ludziki w korytarzu suwalskim... Jeśli nie dziś, to pewnie jutro! Uchodźcy skradający się cichaczem po nocach pod naszymi oknami. Co nam zrobią? Co my zrobimy w sytuacji zagrożenia? Setki pytań i mętne odpowiedzi. Atmosfera zbliżającej się wojny. Jeszcze chwila i zaczniemy wykupywać w spożywczych mąkę i cukier. Jedni grają emocjami, drudzy je tonują.
Polską zawładnęła psychoza strachu. Czy uzasadniona? Bez wątpienia, bo to geopolityka po raz pierwszy zapukała do naszych drzwi. Upomniała się o nas na samej polskiej granicy. A my? Kompletnie nieprzygotowani. Sparaliżowani megabajtami informacji. Nie rozumiemy, że wszystko to jest groźne, ale – przynajmniej na razie – dzieje się głównie w sferze medialnej, że to prawdziwe miejsce konfliktu. Owszem, są przepychanki na polskiej granicy. Koczują jacyś ludzie. Rzucają czasem kamieniami, a naprzeciw nich tarcze polskich sił bezpieczeństwa i armatki wodne. Ale to tylko obrazy. Nikt nie podjął realnej inwazji na nasz kraj. Nie ma żadnej wojny poza komunikacyjną.
Nie rozumiemy, że wszystko to jest groźne, ale – przynajmniej na razie – dzieje się głównie w sferze medialnej, że to prawdziwe miejsce konfliktu
Spójrzmy na to z tej perspektywy. I wyjaśnijmy, jaka to gra. Dramat na polskiej granicy i jego nagłośnienie Łukaszenko wywołał po to, by osiągnąć swoje cele: zemścić się na Polsce, obnażyć słabość Unii, uzyskać legitymację swojej władzy w Białorusi i zyskać – śladem Erdogana – środki finansowe. Co więcej, zrobił to sprawnie. Dysponuje, w przeciwieństwie do polskich władz, ściśle podległymi mediami. Kreują one jednostronny obraz konfliktu na potrzeby sfery rosyjskojęzycznej. Zarazem zaprosił telewizje wolnego świata, by pokazywały obraz konfliktu z jego strony granicy. Z Białorusi nadaje CNN, zdjęcia robią reporterzy Reutersa i Agence France Press (AFP). I właśnie dzięki nim w wielu krajach świata dominuje narracja reżimu Łukaszenki. Świat widzi takie obrazki, które chce mu pokazać Łukaszenko. Więc szokiem (nie tylko dla nas, ale dla wielu komentatorów z zagranicy) musi być to, że demokratyczny polski rząd nie podejmuje rękawicy komunikacyjnej i zakazuje wstępu do specjalnej strefy mediom. Czyżby nie rozumiał, że wojna toczy się na słowa i obrazy i ten ją ostatecznie wygra, kto w sposób bardziej przekonujący narzuci swoją opowieść?
Czytaj więcej
Cholerny covid przypomniał nam przed rokiem, że jesteśmy śmiertelni.