Bogusław Chrabota: Covid wyciągnął z szafy śmierć

Cholerny covid przypomniał nam przed rokiem, że jesteśmy śmiertelni.

Publikacja: 29.10.2021 16:00

Transport chorego na COVID-19

Transport chorego na COVID-19

Foto: PAP/EPA

Trochę przez przypadek i na przekór czasom. Wielu nie mogło uwierzyć, a i dziś sporo jest takich, którym wydaje się, że to jakaś wyreżyserowana zmyła. Spisek Chińczyków, lekarzy, firm farmaceutycznych albo kosmitów. Bo przecież nie może być tak, że śmierć jest realna. Jeszcze niedawno odganialiśmy ją skutecznie kremami i pastylkami, a jeśli ktoś faktycznie umierał, to mówiło się, że „odchodzi".

Jeśli pominąć feralne przypadki katastrof samochodowych albo lotniczych (kto zresztą kiedykolwiek widział katastrofę lotniczą, chyba tylko w telewizji!!!), śmierć jest niezauważalna. Żyjemy, pracujemy, jemy, spacerujemy w świecie ludzi żywych. Jeśli ktoś „odchodzi", to zwykle poza zasięgiem oczu żyjących. Dostaje – dajmy na to – nagłych bóli w klatce piersiowej, więc wzywa się karetkę. Przyjeżdżają faceci w kitlach, robią masaż serca połączony ze sztucznym oddychaniem, czasem użyją defibrylatora, a potem pakują przykrytego prześcieradłem delikwenta do karetki. Ta zaś odjeżdża zawsze na sygnale, co musi oznaczać jedno: w środku wszyscy są żywi. Jaka więc śmierć? O czym my mówimy?

Czytaj więcej

Pandemia i śmierć bez żałoby

Niektórzy ciężko chorują, rak, wieńcówka, parkinson, stwardnienie rozsiane. Inne nieszczęścia. Tyle że chorują, a nie umierają. I chorują na dodatek tak wstydliwie, że niemal ich nie widać. Nie wychodzą z domu, dyskretnie odwiedzają lekarza, a gdy jest już naprawdę źle, karetka, faceci w kitlach i znowu szpital. Parawany, zakaz odwiedzin albo zwykła niechęć do zielonych lamperii, typowa dla prawie wszystkich żyjących.

Starość jeszcze, obłędna starość. Zgrzybiała, mętna, nieudana, powolna, męcząca, wyjaławiająca mózg i zwiotczająca mięśnie, obrzydliwa, coraz bardziej powszechna, ale to przecież wciąż forma życia! Nie śmierć.

Prawdziwą śmierć zakrywa gęsta jak listopadowe niebo szara kotara. Odbywa się gdzieś obok, poza naszą percepcją, doświadczeniem. Daje nam najwyżej stąpać swoimi śladami. Za dębową skrzynią w zatłoczonym kościele czy ze świeczką w ręku na cmentarzu. Ot, światełka, zapach rozgrzanego wosku i listopadowej stęchlizny. Raz do roku.

Stabuizowaliśmy śmierć. Wykluczyliśmy ze swojego życia, bo jest za straszna, nie da się z nią egzystować. Nawet patrzeć na śmierć zwierząt nie umiemy. Kotki i pieski dajemy do uśpienia. Trzodę, bydło i kurczaki zabija się w sposób przemysłowy, na liniach produkcyjnych, w odizolowanej, szczelnej sanitarnie rzeczywistości, by wyprodukować z nich szynki, tusze i pasztety. Czy kupując w Lidlu parówki lub kiełbasę, ktoś pomyśli, że produkt (nie mylić z półproduktem), z którego wytworzono te przetwory, musiał na naszą potrzebę przejść przez kryterium śmierci? Wydaje się to tak oczywiste, a jednak nikomu, może prawie nikomu, myśl taka nie przychodzi do głowy. A jeśli przychodzi, to ludzi z taką refleksją uważa się w najlepszym wypadku za nadwrażliwców. Jeśli nie za zideologizowanych pomyleńców.

Lepiej w śmierć nie wierzyć do końca. Tak żyje się łatwiej

Schowaliśmy śmierć głęboko przed naszymi oczami. A tam, gdzie jest jej najwięcej, w telewizji, kinie, internecie, to najczęściej śmierć udawana. Big entertainment. Aktor przewraca oczami, krzywi się, potem wypuszcza ze specjalnie przygotowanych dziurek keczup (i mamy efekt krwawienia), by na koniec upaść z głośnym jękiem na ziemię. Kamera stop. Kiedy przestaje już pracować, można skończyć ten teatr, podnieść się, otrzepać z kurzu i pójść przepłukać gardło.

Jeszcze gorsza jest wirtualna śmierć z internetu. Tu dokonujesz nie tylko łatwych zabójstw wirtualnych bliźnich, ale – o zgrozo – sam się dajesz zabić, bo masz jeszcze cały pakiet, siedem czy dwanaście żyć zapasowych. Jak więc bać się tej śmierci? Ukryliśmy ją skutecznie. Zamknęliśmy w szpitalach i kostnicach, wytoczyliśmy do walki z nią całe armie chirurgów ze skalpelami, kosmiczne laboratoria produkujące za ciężkie miliardy tony leków, ultratechnologię, która bezszelestnie wniknie w ciało, by wymienić serce, naprawić płuca, pocerować wątrobę, wyciąć trzy czwarte żołądka. Ot tak, wielkim nakładem sił ludzkość pokonała śmierć. Wyrzuciła ją poza nawias cywilizacji. Wypadało krzyknąć jeszcze: hurra!

I nagle przychodzi covid i całą tę wyrafinowaną konstrukcję wywraca na piasek. Ludzie realnie umierają wokół nas. Liczymy tylko zgony przyjaciół i staramy się nie pamiętać nazwisk. Pandemia to odpowiedź na fikcję, którą zbudowaliśmy wokół śmierci. Ma nam przypomnieć o tym, kim naprawdę jesteśmy. Vanitas...? Jak to było? Nie, nie da się przypomnieć. Lepiej w śmierć nie wierzyć do końca. Tak żyje się łatwiej.

Trochę przez przypadek i na przekór czasom. Wielu nie mogło uwierzyć, a i dziś sporo jest takich, którym wydaje się, że to jakaś wyreżyserowana zmyła. Spisek Chińczyków, lekarzy, firm farmaceutycznych albo kosmitów. Bo przecież nie może być tak, że śmierć jest realna. Jeszcze niedawno odganialiśmy ją skutecznie kremami i pastylkami, a jeśli ktoś faktycznie umierał, to mówiło się, że „odchodzi".

Jeśli pominąć feralne przypadki katastrof samochodowych albo lotniczych (kto zresztą kiedykolwiek widział katastrofę lotniczą, chyba tylko w telewizji!!!), śmierć jest niezauważalna. Żyjemy, pracujemy, jemy, spacerujemy w świecie ludzi żywych. Jeśli ktoś „odchodzi", to zwykle poza zasięgiem oczu żyjących. Dostaje – dajmy na to – nagłych bóli w klatce piersiowej, więc wzywa się karetkę. Przyjeżdżają faceci w kitlach, robią masaż serca połączony ze sztucznym oddychaniem, czasem użyją defibrylatora, a potem pakują przykrytego prześcieradłem delikwenta do karetki. Ta zaś odjeżdża zawsze na sygnale, co musi oznaczać jedno: w środku wszyscy są żywi. Jaka więc śmierć? O czym my mówimy?

Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich