Kurier, przynosząc kiedyś paczkę z wydawnictwa, ucieszył się, widząc moją żonę o godzinie 17 w domu.
– Dobrze, że jeszcze pani nie wyszła – zagaił.
– A gdzie miałabym wyjść, ja tu mieszkam – odpowiedziała Małgosia.
– Tu tyle dzieci, myślałem, że pani przedszkole prowadzi – speszył się mężczyzna.
Tak bywa, bo jeśli spotykamy się z Małgosią z jakimś reakcjami na nasz styl życia, to powodem jest wielodzietność. Gdy pojawiamy się gdzieś z piątką dzieci, towarzyszą nam zdziwione, a niekiedy przerażone spojrzenia.
Model kontra model
Takich rozmów, uśmieszków, sugestii, że mógłby „dać spokój żonie", albo poklepywania po plecach ze słowami „szacun" jest bez liku. Kiedyś pewna dziennikarka próbowała mnie uświadomić, że są takie środki, które „pozwalają mieć seks i nie mieć dzieci". Zdziwiona była, kiedy jej powiedziałem, że wiem i że chcieliśmy mieć taką właśnie dużą rodzinę. Innym razem pewna pani w piaskownicy zadała mojej żonie pytanie, czy rzeczywiście wszystkie nasze dzieci są „planowane". Odpowiedź była druzgocąca, że zaplanować to można jajecznicę na kolację, a dzieci były wszystkie „chciane" i „przyjęte". Inna nieszczególnie rozgarnięta kobieta oznajmiła mojej żonie, gdy ta przemieszczała się do domu (bo z naszą gromadką trudno to nazwać marszem), że „nie wygląda jak matka piątki dzieci". Małgosia, przyzwyczajona już do takich odzywek, skomentowała krótko: a jak powinnam pani zdaniem wyglądać? Odpowiedzi nie było.
Czytaj więcej
Edukacja seksualna polskich dzieci została sprowadzona do technik współżycia. W sprawie seksu wychowują je głównie internetowa pornografia i amerykańskie seriale. Czy da się ten proces odwrócić lub zatrzymać? I kto miałby to zrobić?
I choć kiedyś mnie te odzywki irytowały, traktowałem je jako atak na własny wybór, jako brak akceptacji, wyraz różnego rodzaju fobii, to obecnie mam do tego podejście zdystansowane. Już wiem, że dla ogromnej większości z ludzi, którzy w ten sposób reagują, jesteśmy przybyszami z innej planety, kimś, kogo wyborów nie rozumieją. Potrafią przy tym spoglądać z podziwem, choć i pewną ostrożnością, jakby obawiając się, że wielodzietność może być zaraźliwa.
Jakoś ich nawet rozumiem. Sam jestem z tzw. normalnej rodziny – było nas w domu dwoje rodzeństwa. Małgosia także ma tylko jednego brata, więc sami musieliśmy przejść przez doświadczenie odmienności od standardów, a nam było łatwiej, bo wokół nas było sporo dużych rodzin. Większość Polaków takiego doświadczenia nie ma. Jeśli im się z czymś wielodzietność kojarzy, to z patologią, z alkoholizmem.