Kiedy wybucha wojna? Podobno wtedy, gdy co najmniej jedna ze stron uznaje, że wygra i nie opłaca się jej kompromis, bo zgarnie „całą pulę”. Dlaczego niektórzy rodzice walczą o monopol wychowawczo-opiekuńczy nad dziećmi, o pozbawienie możliwości ich wychowywania przez drugiego rodzica, mimo że oboje nadal chcą i mogliby dzieckiem się zajmować w równoważnym czasie? Ponieważ co najmniej jedno z nich uznało, że wygra w sądzie, a czasem nawet wie, że w innych sprawach w przypadku tzw. konfliktu rodziców sąd tak orzekł, że jedno ze „skonfliktowanych” rodziców taki monopol praktycznie uzyskały.
Kontakty vs. alimenty
Rodzic, dążąc do monopolu wychowawczego, a nawet do eliminacji drugiego rodzica z życia dziecka, przedstawia swoje uzasadnienie, np. twierdząc, że drugi rodzic stanowi dla dziecka wręcz zagrożenie. Dlaczego jednak wykluczać inne, mniej akceptowalne społecznie, może nawet ukrywane, ale skonkretyzowane powody?
Czytaj więcej
Rodzice, zasłaniając się dbaniem o dobro dzieci, zbyt często skłonni są odbierać im głos.
W jednym z materiałów dostępnych w sieci mec. Rafał Wąworek wskazał, że „sądy rzadko orzekają opiekę naprzemienną, bo wtedy nie ma alimentów” (tekst „Zamachowska współczuje alimenciarzom: Lektura obowiązkowa. Wstrząsające. Prawdziwe”). Jeśli więc brak opieki czasowo równoważnej nad dzieckiem wiązać się może z korzyściami jednego rodzica, jakie stanowi wyłączne dysponowanie alimentami w gotówce, 800+ i ulgą podatkową, to – choć w pewnym uproszczeniu – im mniejszy wymiar czasowy opieki rodzica zobowiązanego do alimentów, tym większa ich wysokość.
W takiej sytuacji warto tym bardziej zniechęcać do konfliktu, by dane rozstrzygnięcie nie okazało się (w percepcji strony) „nagrodą” za wywołanie lub eskalację konfliktu na zasadzie: jest konflikt, więc nie może być opieki czasowo równoważnej, a zatem będą wyższe alimenty. Bo wtedy strona chcąca uzyskać monopol na dziecko z większym prawdopodobieństwem taki konflikt wytworzy.