Filip Memches: Gej broni homofoba

Jacek Poniedziałek to nie tylko aktor, ale i człowiek aspirujący do bycia odważnym lewicowym intelektualistą.

Publikacja: 15.02.2015 00:01

Filip Memches: Gej broni homofoba

Nieraz dawał tego dowód, atakując polski ciemnogród za homofobię, klerykalizm i inne grzechy ciężkie odkryte przez postępową część ludzkości. Ostatnio zaś podjął temat, który od roku nie schodzi z pierwszych stron gazet, a więc sprawę konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Na swoim blogu zamieścił notkę przypominającą nam o tym, że pacyfizm rodem z epoki zimnej wojny jest wiecznie żywy.

Artysta zaapelował do polityków obozu władzy, aby nie szli drogą – jak to ujął – „narodowej prawicy" i nie parli – tak jak ona – do wojny z Rosją, bo mogłoby się to zakończyć dla Polski katastrofą. Jednocześnie wyraził zrozumienie dla Władimira Putina – jako męża stanu troszczącego się o interesy swojej ojczyzny – i zachwyt dla rosyjskiej mocarstwowości, mimo że wcześniej wyznał, iż jest „przerażony tym, co Rosjanie wyprawiają na Ukrainie".

Tak, w latach 80. ubiegłego wieku Poniedziałek z pewnością mógłby iść na czele jakiegoś marszu wielkanocnego, którego uczestnicy, z miłości do światowego pokoju i obrzydzenia do wszelkiej przemocy, sprzeciwiali się polityce USA mającej na celu uwolnienie świata od nieszczęścia, jakim był dla wielu narodów Związek Sowiecki.

Niemniej w obecnych polskich warunkach postawa artysty od początku skazana była na ostrą krytykę czy wręcz oszczerstwa. I to niekoniecznie ze strony „narodowej prawicy", której on tak panicznie się boi. Oto felietonista „Gazety Wyborczej" i znany scenarzysta filmowy Andrzej Saramonowicz, komentując notkę Poniedziałka, wypalił na Facebooku wprost: „To już nie są poglądy. To jest współpraca".

Oczywiście można się zastanawiać nad tym, na ile mamy tu do czynienia z trafnym oskarżeniem (bądź co bądź bycie użytecznym idiotą to też współpraca, tyle że nieświadoma), a na ile ze zwykłą insynuacją.

Przy okazji trudno nie zauważyć, że taka reakcja Saramonowicza świetnie ilustruje moralne wzmożenie nadwiślańskiego liberalnego salonu na punkcie Putina. Jeszcze pięć lat temu politycy jedynie słusznej opcji w Polsce („jedyny słuszny, najlepszy prezydent RP" – czyż nie tym mianem ktoś tydzień temu określił Bronisława Komorowskiego?) łasili się do tej dzisiejszej ikony zła, a czynili to tylko po to, żeby odróżnić się od rusofobicznej opozycji.

W roku 2010 wśród ludzi rozsądnych i przyzwoitych obowiązywała jeszcze bajka o polsko-rosyjskim pojednaniu, a ktokolwiek próbował zrobić w tej kwestii jakiś wyłom, okazywał się oszołomem. A teraz Poniedziałek, któremu skądinąd jako zdeklarowanemu gejowi nie przeszkadza homofobia Putina, obrywa po uszach od felietonisty „Wyborczej" w sposób, którego nie powstydziłaby się straszna „narodowa prawica" – bo podobno dotychczas tylko ona lubiła zarzucać oponentom zdradę.

Notkę aktora warto też interpretować w szerszym, bo europejskim, kontekście. Jesteśmy świadkami tego, jak prezydent Rosji rzuca Stary Kontynent – i to pojmowany według kryteriów Charles'a de Gaulle'a, „od Atlantyku po Ural" – na kolana. I nie chodzi tu tylko o pragnące kompromisu Zachodu z Moskwą za wszelką cenę (i chwalone za to również przez Poniedziałka) elity polityczne i biznesowe Francji oraz Niemiec. W krajach Unii Europejskiej uderzający jest co najmniej respekt wobec dawnego oficera KGB wśród z jednej strony – skrajnej prawicy liczącej na to, że rosyjski przywódca pomoże jej w walce zarówno z mniejszościami seksualnymi, jak i ruchami islamistycznymi, a z drugiej – skrajnej lewicy upatrującej w Kremlu siły zdolnej powstrzymać walec krwiożerczej amerykańskiej globalizacji. Wreszcie są sami Rosjanie wpatrzeni w Putina jak w ojca narodu i przypominający pod tym względem swoich przodków oddających hołdy Stalinowi.

W gruncie rzeczy stosunek do prezydenta Rosji jest tu tylko papierkiem lakmusowym, i to takim, którego kolor wskazuje zjawisko nie tyle polityczne, ile kulturowe, społeczne i psychologiczne. Dramatem Europejczyków „od Atlantyku po Ural" okazuje się deficyt miłości ojcowskiej. Zmiany obyczajowe, które przeorały ludzkość w drugiej połowie XX wieku, poskutkowały erozją więzi łączących ojców z dziećmi – bądź co bądź rodziny patchworkowe pojawiły się po obu stronach żelaznej kurtyny. Towarzyszył temu proces ostatecznego uśmiercenia Boga – zarówno przez liberalną demokrację, jak i realny socjalizm. I na Zachodzie, i na Wschodzie zwyciężyło przekonanie o konieczności uniezależnienia jednostki od wszelkich tradycyjnych autorytetów i odczarowania rzeczywistości z przeświadczeń religijnych.

Ceną tego zjawiska jest to, że niejeden Europejczyk w sposób kompulsywny poszukuje kogoś, kto mógłby zastąpić mu ojca (a relacje z ojcem mają znaczący wpływ na kształtowanie się w duszy dziecka obrazu Boga). W wymiarze politycznym oznacza to podatność na urok twardego faceta, który uwodzi swoim bezwzględnym zdecydowaniem. Tyle że w takich okolicznościach zagubiony człowiek, pozbawiony moralnego i duchowego kompasu, może wpaść nawet w ramiona pedofila. Znając młodość Daniela Cohna-Bendita (dziś wroga Putina), nasuwa się wniosek, że i taki wariant jest dla odważnych lewicowych intelektualistów do przyjęcia.

Nieraz dawał tego dowód, atakując polski ciemnogród za homofobię, klerykalizm i inne grzechy ciężkie odkryte przez postępową część ludzkości. Ostatnio zaś podjął temat, który od roku nie schodzi z pierwszych stron gazet, a więc sprawę konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Na swoim blogu zamieścił notkę przypominającą nam o tym, że pacyfizm rodem z epoki zimnej wojny jest wiecznie żywy.

Artysta zaapelował do polityków obozu władzy, aby nie szli drogą – jak to ujął – „narodowej prawicy" i nie parli – tak jak ona – do wojny z Rosją, bo mogłoby się to zakończyć dla Polski katastrofą. Jednocześnie wyraził zrozumienie dla Władimira Putina – jako męża stanu troszczącego się o interesy swojej ojczyzny – i zachwyt dla rosyjskiej mocarstwowości, mimo że wcześniej wyznał, iż jest „przerażony tym, co Rosjanie wyprawiają na Ukrainie".

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI Act. Jak przygotować się na zmiany?
Plus Minus
„Jak będziemy żyli na Czerwonej Planecie. Nowy świat na Marsie”: Mars równa się wolność
Plus Minus
„Abalone Go”: Kulki w wersji sumo
Plus Minus
„Krople”: Fabuła ograniczona do minimum
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Viva Tu”: Pogoda w czterech językach