Skoro oglądamy różne telewizje, czytamy różne portale internetowe i używamy innych – odpowiednio nacechowanych emocjami – pojęć do opisania tych samych zjawisk, to nic dziwnego, że nie możemy się porozumieć. Łączy nas dziś – nie tylko w Polsce, ale właściwie we wszystkich spolaryzowanych i przebodźcowanych społeczeństwach Zachodu – brak zaufania do „drugiej strony” i przekonanie, że to my racjonalnie podejmujemy decyzje, podczas gdy nasi oponenci to rozemocjonowani histerycy podatni na manipulacje. Tymczasem targają nami te same psychologiczne procesy, choć zbudowane na różnych moralnych fundamentach.
Burza nad szklanką wody
Gdy dochodzi do awarii rur transportujących nieczystości do stołecznej oczyszczalni, część z nas szybko nabiera przekonania, że to wina ekipy rządzącej miastem. Media sympatyzujące z tym obozem błyskawicznie podchwytują temat. W telewizji zwanej niegdyś publiczną problem nie schodzi z czerwonych pasków. Hasło „katastrofa ekologiczna” jest odmieniana przez wszystkie przypadki.
Jeden z polityków rządzącego w Polsce, a opozycyjnego w stolicy, obozu mówi o tym, że sytuacja przypomina mu katastrofę elektrowni atomowej w Czarnobylu. Rząd zwołuje sztaby interwencyjne, politycy w „kryzysowych kurtkach” dają się fotografować po wieczornych posiedzeniach, zapada decyzja o wykorzystaniu wojska. Lider discopolowego zespołu, nie tak dawno awansowany przez rządzących do roli ważnego komentatora życia publicznego, nie omieszkuje podzielić się błyskotliwą myślą, że sprawa kojarzy mu się z seksualnymi upodobaniami wiceprezydenta stolicy.
Podobne, budzące raczej niesmak niż rozbawienie, „fekalne” dowcipy zalewają media społecznościowe i rozbudzają wyobraźnię ich „prawej strony”. Na pytania, czy aby na pewno rządzący stolicą mają polityczną władzę panowania nad ściekowymi kolektorami i czy gdyby jesienne wybory 2018 roku wygrał Patryk Jaki problemu by nie było – miejsca nie ma.
Drugie z plemion czeka tylko na pretekst, by włączyć się do tej gry, której zasady przecież zna doskonale. Po stronie lewicowo-liberalnej pojawiają się szybko argumenty, że „gdy prawica rządziła Warszawą, to ścieki lały się do Wisły całymi latami”. „Ostatni raz takie katastroficzne wzmożenie panowało na prawicy po upadku prezydenckiego tupolewa” – pisze redaktor dużego opozycyjnego dziennika. „Podobnie jak wtedy nie chodziło o prawdę tylko o władzę” – konkluduje bez wątpliwości.