Andrzej Gajcy: Moda na aborcyjny coming out

Wszystko trwało 5 minut, czuję wielką ulgę". Słowa te mogłyby być hasłem kampanii reklamowej na przykład pastylek na wzdęcia albo ból głowy. Jednak za sprawą głośnego wywiadu w „Gazecie Wyborczej" stały się symbolem wolności, która wyraża się w prawie kobiety o decydowaniu o życiu lub śmierci nienarodzonego dziecka.

Publikacja: 29.10.2016 01:01

Andrzej Gajcy

Andrzej Gajcy

Foto: Archiwum prywatne

Wyznanie jednej z najbardziej utalentowanych młodych piosenkarek chyba nikogo nie pozostawiło obojętnym. Najbardziej zaszokował powód, dla którego ciąża została przerwana. Dziecko ani nie było chore, ani nie poczęło się w wyniku przestępstwa. Nie zagrażało także życiu matki. Okazało się wpadką zaliczoną przez ludzi dorosłych, którzy nie chcieli niczego zmieniać w swoim poukładanym życiu. Piosenkarka i jej partner, wychowujący już dwójkę dzieci, razem kupili więc bilet wart tysiąc złotych, by w jednej ze słowackich klinik usunąć poczętego nieplanowo malucha. W całym wywiadzie artystka nie kwestionuje tego, czym była jej ciąża i kogo postanowiła abortować.

Szanując prawa kobiet do decydowania o sobie, to nawet najdelikatniej rzecz ujmując, trzeba napisać, że doszło do świadomego zabicia małego, bezbronnego człowieka, który pojawił się na tym świecie nie ze swojej winy. I żadne słowa, ważkie argumenty czy racje tego faktu nie zmienią.

Od politycznego i społecznego kontekstu, jaki towarzyszy temu aborcyjnemu coming outowi, ważniejsze jest jednak co innego – nowa moda, która właśnie się nam objawiła. Przytoczona historia bowiem to nie pierwsze publiczne przyznanie się do aborcji. Tyle że poprzednie coming outy nie szokowały tak bardzo. Wywoływały współczucie, zrozumienie, podziw, a nawet oklaski opiniotwórczych elit. Przyznanie się do aborcji przestało być bowiem tematem tabu i powodem do wstydu. Wręcz przeciwnie. Ta tendencja się nasila. I oto mamy historię o przerwaniu ciąży zaserwowaną masowemu czytelnikowi jako coś, co trwa ledwie 5 minut, po których przychodzi wielka ulga i radość z powodu usunięcia problemu. Problemu, którym był człowiek. Człowiek, który mógłby wyrosnąć na wspaniałego artystę jak jego matka.

Patrząc na reakcję na ten aborcyjny coming out, można zaryzykować tezę, że jesteśmy w Polsce świadkami społecznej rewolucji. Rewolucji, która potrzebuje swoich bohaterów. Im więcej bowiem spektakularnych wyznań celebrytek, tym bardziej temat aborcji powszednieje, a zabicie dziecka staje się zwyczajnym zabiegiem, takim samym jak wyrwanie bolącego zęba. Celebrytom dzielnie sekundują media, które zachęcają czytelniczki, by przesyłały listy, w których opiszą własne doświadczenie aborcyjne.

To prawda, wiele kobiet w samotności przeżywa moment, w którym dowiaduje się o niechcianej ciąży. Wielokrotnie same zostają z decyzją: urodzić dziecko czy poddać się aborcji. Jednak często mimo ogromnej presji rodziny, partnera czy otoczenia wiele z nich postanawia urodzić swoje dziecko. Co więcej, podejmuje wysiłek, by zapewnić małemu człowiekowi wszystko, co najlepsze. Ale o takich kobietach nikt nie pisze artykułów. Nikt nie nazywa ich bohaterkami. Podobnie jak nikt nie zachwyca się rodzicami chorych dzieci czy rodzinami wielodzietnymi.

Dlaczego takie wspaniałe przykłady człowieczeństwa przegrywają z historiami tak tragicznymi jak ta, którą od kilku dni żyje cała Polska? Czy jesteśmy na prostej drodze do sytuacji, w jakiej są na przykład kraje skandynawskie, gdzie prawo do aborcji jest powszechnie dostępne i nikogo nie oburza? Tyle że w takim razie będzie to też prosta droga do eliminowania najsłabszych, zarówno małych i bezbronnych, jak i starych i nikomu niepotrzebnych. Wszystkich będących obciążeniem dla rodziny i państwa.

Jeśli się zgadzamy, by takie historie i tacy bohaterowie stawali się naszymi ikonami, to zastanówmy się, dokąd idziemy i czy naprawdę o taką wolność nam chodzi.

Autor jest publicystą portalu Onet.pl

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Wyznanie jednej z najbardziej utalentowanych młodych piosenkarek chyba nikogo nie pozostawiło obojętnym. Najbardziej zaszokował powód, dla którego ciąża została przerwana. Dziecko ani nie było chore, ani nie poczęło się w wyniku przestępstwa. Nie zagrażało także życiu matki. Okazało się wpadką zaliczoną przez ludzi dorosłych, którzy nie chcieli niczego zmieniać w swoim poukładanym życiu. Piosenkarka i jej partner, wychowujący już dwójkę dzieci, razem kupili więc bilet wart tysiąc złotych, by w jednej ze słowackich klinik usunąć poczętego nieplanowo malucha. W całym wywiadzie artystka nie kwestionuje tego, czym była jej ciąża i kogo postanowiła abortować.

Pozostało 80% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi