Jednocześnie truizmem jest stwierdzenie, że duża część obywateli w najlepszym wypadku opowiada się za obecnym kompromisem aborcyjnym. Uwzględnianie nastrojów społecznych przy podejmowaniu działań w życiu publicznym jest niezbędne dla osiągania dalekosiężnych celów zwłaszcza w demokracji – tak, aby skutki tych działań nie skończyły się wraz z końcem kadencji (lub nie odwróciły w drugą stronę w tzw. efekcie wahadła). Z tego powodu uważam skierowanie wniosku do Trybunału Konstytucyjnego dotyczącego przesłanki eugenicznej za pójście nie tylko drogą najwygodniejszą, ale też – obawiam się – krótkowzroczną.
Czytaj także:
Trybunał zaostrza przepisy antyaborcyjne
Dominik Zając: Skutki uboczne wyroku o aborcji
Na tę opinię ma wpływ, po pierwsze, sama sytuacja odnosząca się do Trybunału Konstytucyjnego w obecnym kształcie – organu pozbawionego autorytetu nie tylko wśród większości prawników, ale dużej części społeczeństwa, przede wszystkim z powodu m.in. nieprawidłowości przy wyborze sędziów począwszy od 2015 roku oraz problematycznego wyboru prezes tej instytucji. Nie ulega wątpliwości, że w przypadku przegrania wygrania wyborów przez obecny obóz rządzący w przyszłości, los orzeczeń wydawanych przez obecny Trybunał jest przy tym przynajmniej niepewny. Wybór skrajnie kontrowersyjnych byłych posłów na jego sędziów już tylko dopełnił miary. To zresztą pokazuje krótkowzroczność prowadzonych w stosunku do niego działań przez polityków prawicy – gdyby nie wspomniane kontrowersje, obecny wyrok byłby zapewne szeroko krytykowany (tak jak słynne orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego pod przewodnictwem prof. Andrzeja Zolla z roku 1997), ale nie byłoby podstaw do kwestionowania jego obowiązywania.