W latach 1978/1979 studiowałem prawo europejskie w College D'Europe w Bruge. Oczywiście w trakcie tych studiów studiowałem też orzecznictwo, tak w zakresie instytucji jak i prawa konkurencji publicznego i prywatnego. Wykładowcami byli prof. Elerhman i prof. Papallardo, a także wielu innych w tym adwokaci brukselscy prowadzący spory przed Trybunałem wspólnoty europejskiej. W tym orzecznictwie sprawa praworządności w ogóle nie była kwestią do rozstrzygnięcia, w założeniu była praworządność „a quo". Z moich obserwacji wynika, że także i potem, do chwili obecnej nie zostało wydane żadne orzeczenie tym razem TSUE dotyczące praworządności „in abstracto". A więc dające podstawy do zastosowania art. 7 traktatu. Ponieważ przez lata prowadziłem, najczęściej bezskutecznie ( było jedynie kilka wyjątków, w tym sprawa Fundacji XX Czartoryskich księcia Karola Czartoryskiego), sprawy windykacji dóbr zagarniętych w wyniku reformy rolnej, zwróciłem się do Róży zd. Woźniakowskiej żony Franca Graf Von Thun und Hohenstein, która jest posłem w Parlamencie Europejskim, z prośbą o pomoc, a właściwie o spotkanie w gronie mec. Stanisław Buczek, prof. Marian Wolski i Mgr, Grafin Róża von Thun un d Hohenstein, celem omówienia zagadnienia pomocy UE w sprawie braku praworządności na tle tych spraw rewindykacyjnych, a więc zagrożenia zastosowaniem art. 7. Traktatu.
Odważyłem się zwrócić do Róży Von Thun und Hohenstein posłanki do Parlamentu Europejskiego z tym problemem, nie tylko dlatego, że bywałem na fantastycznych balach, na ul. Wyspiańskiego 6 w Krakowie, gdzie cudowne walce przy muzyce Straussa prowadził Henryk Woźniakowski, że przez jakiś tydzień mieszkała u mnie na ul. Waryńskiego 3, że zabrała mnie na tygodniowy pobyt do stadniny prowadzonej przez jej Wuja Byszewskiego, choć nie jestem pewien nazwiska tego wuja. Ten pobyt był wspaniały, bo wtedy źrebiły się klacze i wstawaliśmy w nocy zobaczyć te porody. Francisa Von Thun Und Hohenstein poznałem w dniu 20 VI 1980 roku, w Witkiewiczowskiej willi „Pod Jedlami" na Kozińcu. Gdy tam jestem, to przypominam sobie Michała Gwalberta Pawlikowskiego, który w latach 60-tych odwiedzał mojego ojca Stanisława, pamiętam że gdy miał przyjść, to najpierw wbiegał na 5. piętro kamienicy Państwa Stella-Sawickich, a następnie dopiero schodził na pierwsze piętro, gdzie mieszkaliśmy i panowie rozmawiali o różnych smaczkach z XVIII wieku. Wiele lat później razem z mec. Buczkiem prowadziliśmy sprawę jego synowi Kasprowi Pawlikowskiemu, odnośnie Medyki.
Byłem więc trochę zdziwiony, gdy właśnie od Princa Francis Thun ud Hohenstein usłyszałem : „Unia się nie zajmuje tego typu problematyką" i w tej sprawie do żadnego spotkania, o które zabiegałem (mec. Stanisław Buczek, Prof. Marian Wolski i Parlamentarzystka Europejska Grafin Von Thun und Hohenstein) nie doszło. Jeśli natomiast chodzi o zagadnienia polityczne, to okazało się że art. 7 może być wykorzystywany, ale wiele lat później.
W roku 2004 lub 2003 zadzwonił do mnie Prof. Jacek Woźniakowski i zapytał, czy Unia Europejska, nie może wpływać na zagadnienia obyczajowe związane z naszą kulturą chrześcijańską. Odpowiedziałem, że nie. Znając zapatrywania twórców Unii takich jak Schuman, Adenauer, czy wreszcie pochowany w Paryskim Panteonie Jean Monet, nie miałem żadnych wątpliwości, że takiego zagrożenia nie ma. Zresztą zawsze miałem i mam nastawienie proeuropejskie- jest to przecież oaza pokoju i dobrobytu, zbudowana na wartościach chrześcijańskich. Ucieszyłem się więc, że Parlament Europejski, wykazał się instynktem samozachowawczym, podjął jedynie rezolucję w sprawie strefy wolności LGBTIQ i że żadne prawo w tym kierunku nie powstało. Istnieje dużo więcej grup ludzi, którzy bywają dyskryminowani, to Dyslektycy (D) Ludzie z afazją ( A) schizofrenicy (S) Bipolarni lub syndrom bipolar (SB) alfabetu by na to wszystko nie starczyło. Podzielam w tym zakresie pogląd posła PE prof. Ryszarda Legutko, te wszystkie litery należy zastąpić słowem : „Człowiek" dopiero wtedy można dokonywać regulacji, bo prawo będzie jasne. I wtedy zgadzam się na regulację, bo nie mam żadnych wątpliwości, że UE jest strefą „Wolności Człowieka" Ryszard Legutko podobnie jak Mirosław Dzielski bywali u mnie w mieszkaniu na ul. Waryńskiego 3 w Krakowie, podczas przygotowań do założenia KTP, pamiętam bezdebitowe wydanie książki Mirka Dzielskiego i jego okładkę. To była chyba książka „Duch nadchodzącego czasu" ze strzałkami jak gdyby, niosącymi ideę z Zachodu na wschód. Pomyślałem wtedy, proces nie będzie chyba jednak tak jednokierunkowy, także i wschód będzie miał wpływ na zachód, co moim zdaniem te ostatnie 30 lat potwierdza. Polscy prawnicy wymyślili bowiem tzw. Koncepcję Praw Nabytych - coś co wcześniej istniało w instytucjach zasiedzenia i przedawnienia. Ta koncepcja w Polsce była potrzebna, aby chronić przywileje nomenklatury. Podobno ta koncepcja stanowi polski wkład do orzecznictwa TSUE, z czego niektórzy polscy prawnicy są dumni.
Jak wiemy oddziaływanie nie jest jednak jednokierunkowe. Tak siła jak i idee idą także ze wschodu. Następuje proces, który Zbigniew Brzeziński nazywał dywergencją.