Politycy, samorządowcy, ba nawet ostatnio i naukowcy czy prawnicy przyzwyczaili nas do dyskursu politycznego, którego temperatura już dawno daleko jest nomen omen od pokojowej. Taka jest też funkcja tych sporów. Taka jest również rzeczywistość debaty w Europie i na całym świecie. Przyjęliśmy, że politykom można w takich dyskusjach więcej, a jednocześnie nie tylko sądy krajowe, ale i międzynarodowe trybunały jasno wskazują, że i ochrona polityków jest węższa, nie mogą oni liczyć na obronę w takim zakresie jak zwykły Kowalski. Rzecz jednak w tym, że debata publiczna w Polsce w sprawach „mających publiczne znaczenie" („matters of public interest", „question d'interet general") czy też będących przedmiotem „dyskusji o sprawach budzących publiczne zatroskanie" („discussion of matters of public concern") objęła poza wskazanymi funkcjonariuszami publicznymi (prezydentem, posłami, ministrami) brutalne ataki na policjantów, strażników granicznych czy żołnierzy, a także formacje, w których służą (por. sprawa Thorgeir Thorgeirson vs. Islandia, orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 25 czerwca 1992 r.). Takie zachowania w sferze publicznej są precedensem, złym precedensem.
Czytaj więcej
Prokurator czy sąd szybko się dowiedzą, jaka jest kartoteka karna podejrzanego.
Klasycznym i pomnikowym przykładem sprawy, która stanowiła fundament orzecznictwa Europejskiego Trybunały Praw Człowieka (ETPCz) w latach 90. i na początku naszego stulecia, w zakresie granic wolności słowa jest sprawa Lingens v. Austria (orzeczenie ETPCz z 8 lipca 1986 r.). Judykatem tym wprowadzono w orzecznictwie sztrasburskim zasadę, iż dopuszczalna wobec polityków krytyka ich działania ma dużo szersze granice niż w przypadku osób prywatnych. Trendu tego nie da się odwrócić. Wiedzą o tym tak polscy, jak i zachodnioeuropejscy politycy. Są pod obstrzałem mediów, watchdogów i obywateli. Powiedzieć, że muszą mieć skórę nosorożca, to nic nie powiedzieć. Gorzej mają chyba tylko... rządy (zbiorowości), które zgodnie z orzecznictwem ETPCz korzystają z najwęższej ochrony, jeżeli chodzi pomówienia, gdyż za każdym rządem stoi cała machina, w tym możliwość użycia przymusu (por. sprawa Castello v. Austria, orzeczenie ETPCz z 23 kwietnia 1992 r.). Nadal jednak (w przypadku polityków czy całych rządów) mamy do czynienia z wybieralną władzą polityczną (wolitywnie godzącą się na ekspozycję publiczną). Zaś ataki na funkcjonariuszy publicznych (zdefiniowanych w art. 115 § 13 kodeksu karnego) nie powinny obejmować tychże funkcjonariuszy, których działania wykonywane są „w interesie bezpieczeństwa państwowego, integralności terytorialnej lub bezpieczeństwa publicznego ze względu na konieczność zapobieżenia zakłóceniu porządku lub przestępstwu" (art. 10 ust. 2 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności – dalej „Konwencja"). We wspomnianej sprawie Lingens padły znaczące argumenty za ochroną mundurowych poprzez wskazanie, iż „specyficzne warunki pracy, w tym przede wszystkim wymóg koniecznego dla wykonywania obowiązków poziomu społecznego szacunku i zaufania, warunkują, że funkcjonariusze publiczni nie mogą być obiektem krytyki w takim zakresie jak politycy" (por. Ł. Ptak, „Wolność wypowiedzi a naruszenie dóbr osobistych/zniesławienie przez publikacje prasowe – ewolucja stanowiska Europejskiego Trybunału Praw Człowieka", ZNUJ PPWI 2012/3/107–128). Z naszego zaś „podwórka" w sprawie Janowski v. Polska (orzeczenie ETPCz z 21 stycznia 1999 r.) klarownie „wyodrębniono kategorię podmiotów (poszkodowanych, powodów) – funkcjonariuszy publicznych bądź urzędników państwowych (civil servants)" z jednoczesnym określeniem właściwego im poziomu „ochrony przed wypowiedziami uderzającymi w reputację (...)" (por. Ł. Ptak, „Wolność...").
w Warszawie?
„Każdemu zapewnia się wolność organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestniczenia w nich". Tak brzmi pierwsze zdanie art. 57 Konstytucji RP, który tworzy jednocześnie ramy wolności zgromadzeń w demokratycznym państwie prawa. Warto podkreślić, że konstytucja (a co za tym idzie ustawy i rozporządzenia) chroni zgromadzenia o charakterze pokojowym. Manifestować można pozytywne (za czymś/kimś), jak również w sposób negatywny (przeciwko czemuś/komuś) i tylko takie demonstracje (o ile pokojowe) są chronione przez prawo. Powyższe znalazło swoje odzwierciedlenie w uzasadnieniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego (TK) z 16 marca 2017 r. (Kp 1/17), który stwierdził, iż „konstytucyjna ochrona wolności zgromadzeń nie jest uzależniona od celów, jakie uczestnicy chcą osiągnąć, i jedynym wymogiem jest pokojowy przebieg manifestacji" (por. wniosek prezydenta RP z 28 grudnia 2016 r. do TK w trybie kontroli prewencyjnej o zbadanie zgodności wskazanych artykułów ustawy zmieniającej prawo o zgromadzeniach). Jako pokojowe należy (również za ww. judykatem TK) określić takie zgromadzenie, „które przebiega z poszanowaniem integralności fizycznej osób oraz mienia prywatnego i publicznego". A zatem ze zbioru pojęciowego zgromadzeń pokojowych wyklucza się takie manifestacje, podczas których ma miejsce „stosowanie przemocy oraz przymusu przez uczestników zgromadzenia zarówno wobec innych uczestników zgromadzenia, jak i wobec osób trzecich oraz funkcjonariuszy publicznych" (por. wyroki TK: K 34/99; Kp 1/04; K 21/05). Klamrą dla tej części rozważań jest trafna konstatacja TK, iż „przestrzeganie pokojowego charakteru zgromadzenia jest zarazem warunkiem korzystania z tej wolności" (por. wyroki TK: Kp 1/04 i P 15/08). Powyższe jest przyczynkiem do dyskusji o wolności zgromadzeń połączonej z wolnością wypowiedzi.
Bezsprzecznie podczas manifestacji tzw. strajku kobiet w listopadzie 2020 roku naruszane było dobre imię poszczególnych funkcjonariuszy policji, jak i całej formacji. Obrazy (wypowiedzi) wyzywania policjantów („zamknij ryj psie", „jeb...ć psy") i plucia na funkcjonariuszy (naruszania godności osób fizycznych) długo pozostaną w społecznej pamięci. Powtarzam – był to zły precedens. Zgromadzenia te – po stronie manifestujących – wielokrotnie naruszały ich pokojowy charakter. Ze swoistą kontynuacją takich zachowań mamy do czynienia dzisiaj, gdy z niepokojem obserwujemy kryzys na granicy polsko-białoruskiej.