Globalna pozycja i wewnętrzna jedność Zachodu są dzisiaj zagrożone jak nigdy po 1989 roku, a może nawet od czasów II wojny światowej. Prezydent USA wyraża pragnienie, by najwięksi przeciwnicy Ameryki i wolnego świata stali się przyjaciółmi, a wypróbowani sojusznicy – wrogami. Przywódca posiadającej arsenał nuklearny Francji publicznie powątpiewa w wartość gwarancji bezpieczeństwa NATO. Drugie mocarstwo atomowe europejskiego Zachodu, Wielka Brytania, w konwulsjach wychodzi z Unii Europejskiej, a ta okazuje się jednocześnie niezdolna do wypełnienia obietnic rozszerzeniowych wobec Macedonii Północnej i Albanii, zapraszając na Bałkany Zachodnie Rosję, Chiny czy Turcję, które i tak nie zamierzały biernie czekać. Na Ukrainie nadal tli się zbrojny konflikt z Rosją, a Moskwa – bardziej niż kiedykolwiek w minionych pięciu latach – wydaje się dzisiaj jego możliwym zwycięzcą.
Jakby tego było mało, sama Polska wchodzi w kluczowy rok negocjacji o przyszłym budżecie UE na lata 2021–2027 z fatalną reputacją, udowodnionymi zarzutami naruszania własnej konstytucji i zasad europejskich oraz okrojoną o 100 mld zł propozycją Komisji Europejskiej co do nowego budżetu. A także z rozbitym MSZ w Warszawie i amatorską dyplomacją partyjnych nominatów na kluczowych placówkach europejskich.
W Unii dzięki Kaczyńskiemu i Orbánowi odtworzył się podział, od którego w latach 2007–2015 uciekliśmy – na „niedojrzały" Wschód i „odpowiedzialny" Zachód. Podział, który prędzej czy później musi doprowadzić do scenariuszy „Unii kilku prędkości", a w międzyczasie zagrozić jedności nie tylko Unii, ale i NATO. Nasilające się symptomy globalnego kryzysu klimatycznego powodują, że presja na przyspieszenie tempa odchodzenia polskiej energetyki od węgla będzie narastać, gdy dostępne na jej sfinansowanie środki pozostaną na poziomie niewspółmiernym do potrzeb.
PiS na rollercoasterze
Taka sytuacja wymagałaby od odpowiedzialnej władzy niestandardowych działań na rzecz maksymalnego poszerzenia zakresu wewnętrznego poparcia dla naszej polityki zagranicznej, bezpieczeństwa i unijnej. Potrzeba sprawnie funkcjonującej i regularnie zwoływanej Rady Bezpieczeństwa Narodowego, jawnych i niejawnych konsultacji premiera i członków rządu z liderami opozycji, nieprowokowania sporów wewnętrznych i zwiększania efektywności międzynarodowej całego państwa jako narzędzia realizacji interesów narodowych.
Niestety, rząd PiS postępuje dokładnie odwrotnie – kolejnym tego dowodem jest zabranie opozycji, wbrew praktyce poprzedniej kadencji, kierownictwa sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Co gorsza, PiS uznał właśnie, że potrzebny jest polskiej polityce zagranicznej kolejny rollercoaster, czyli oddzielenie od MSZ pionu europejskiego i przeniesienie go pod skrzydła premiera Morawieckiego, do jego kancelarii.