Wańkowicz, mistrz reportażu, bynajmniej nie przewraca się z tego powodu w grobie. Przecież w książce „Prosto od krowy" (Iskry, Warszawa 1965), pisząc o języku, „broni obywatelstwa dupy w literaturze", oddaje w niej sprawiedliwość „kurwie", przedstawia uniwersalne słowo wytrych (wraz z jego derywatami): opisuje salę w koszarach, gdzie plutonowy uczy żołnierzy rozkładania i składania karabinu, posługując się praktycznie tylko tym słowem wytrychem: to wypierdalamy i wpierdalamy tam, potem to odpierdalamy, ale uważamy, żeby nie spierdolić...
Do dziś znana jest anegdota o tym, jak do warszawskiego Spatifu wtoczył się pijany Jan Himilsbach i już od drzwi wrzasnął: „Inteligencja – wypierdalać!". Na co wstał Gustaw Holoubek i oznajmił: „Nie wiem jak państwo, ale ja wypierdalam" – i wyszedł.
W wywiadzie dla „Newsweeka" (17 grudnia 2011 r.) prof. Jan Miodek powiedział: „Wulgaryzmy są stare jak świat i nie sposób się od nich uwolnić. Są takie sytuacje życiowe, w których jesteśmy bardzo źli, zdenerwowani czy nawet bezradni. Pewne zjawiska są dla nas ekstremalnie negatywne i kiedy do ich wyrażenia brakuje już normalnych słów, wtedy sięgamy po wulgaryzmy".
Dzisiejszy wulgaryzm nie zawsze nim był. Jeszcze w XIX wieku w eleganckich salonach można było usłyszeć: „Co on/ona pierdoli?" – gdy ktoś gadał coś bez sensu. Z czasem czasownik „pierdolić" przybrał nowe znaczenia. Obecnie znajduje zastosowanie w wielu kontekstach i życiowych sytuacjach. Dziś można kogoś „pierdolić", gdy się go lekceważy, można komuś „przypierdolić", czyli dać mu w mordę, można komuś kazać gwałtownie opuścić pomieszczenie, scenę teatralna bądź polityczną, plac sportowy, mówiąc „wypierdalaj", wreszcie „pierdolić" to odbywać stosunek płciowy bez romantycznego entourage'u, etc.
Język jest jedną z najbardziej uchwytnych manifestacji tego, co odczuwamy. Słowa oddają temperaturę emocji. Dlaczego więc od stuleci trwa dyskusja o tym, jak należy mówić, a jak mówić nie należy, skoro słowa płyną prosto z serca? Norbert Elias w tomie „Przemiany obyczajów w cywilizacji Zachodu" przytacza dziełko François de Caillieres „Des Mots a la mode, des nouvelles façons de parler" wydane w 1693 roku, w którym rozważany jest problem: „Na jakiej właściwie podstawie orzekają oni [ludzie dworscy], jak należy mówić, a jak nie należy? Jakie są ich kryteria selekcji językowej, polerowania i transformowania tych czy innych zwrotów? Dane słowa, wyrażenia, zwroty są właściwe, ponieważ posługują się nimi oni, elita społeczna, inne zaś są niewłaściwe, ponieważ w takiej formie używają ich warstwy niższe".
Mikołaj Rej nie należał do warstwy niższej, liczony jest w poczet ojców polskojęzycznej literatury, dzieci w szkołach podstawowych dowiadują się o słynnym Rejowym stwierdzeniu, „iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają". Pochodzi ono z tomu zatytułowanego „Figliki", a owych figlików jest 237 (Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1970). Gdyby dziatwa je czytywała i zapamiętywała, i wplatała je do rozmów, rodzice byliby wzywani do szkół w trybie pilnym w sprawie niewłaściwego zachowania ich latorośli. Oto dowód: