Bogusław Chrabota: Nowa Jałta dla Ukrainy?

Ameryka nie chce i nie będzie intensyfikować dostaw, a Europa nie ma takich zasobów. Jeśli do tego dodać determinację wielu zachodnich przywódców do doprowadzenia do szybkiego zawieszenia broni, zostaje tylko jedno: solidarność i twarda walka w obronie ukraińskich interesów przy stole negocjacyjnym. Na jaki scenariusz tych rozmów może dziś liczyć Kijów?

Publikacja: 12.11.2024 04:05

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i prezydent elekt USA Donald Trump.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i prezydent elekt USA Donald Trump.

Foto: Ludovic MARIN, Ryan M. Kelly / AFP

Wszyscy są zmęczeni tą wojną. Zarówno w Ukrainie, Europie jak i Stanach Zjednoczonych. Nowy prezydent Ameryki wielokrotnie zobowiązywał się publicznie, że wojnę szybko zakończy. Pewnie nie w jeden dzień czy kilka dni, niemniej dla niego i wielu jego wyborców sprawa wygaszenia gorącego konfliktu w Ukrainie (pewnie w mniejszym stopniu niż zobowiązania dotyczące podatków czy migrantów) będzie testem jego sprawności. I Trump się tu przed niczym nie cofnie, bo świetnie wie, że ma w tej sprawie poparcie większości wyborców w USA, ciche wsparcie wielu europejskich stolic i liczący się głos znacznej części Ukraińców, którzy mają już dość niekończącego się – jak mówią – koszmaru.

Donald Trump zacznie proces pokojowy, ale ostateczne słowo będzie miał Władimir Putin

Sprawę rychłych negocjacji przesądzili już zresztą odchodzący demokraci, opóźniając realizację zobowiązań wynikających z przyjętego wiosną tego roku pakietu pomocowego o wartości 60,8 mld dol. Wiadomo, że Trump i jego zwolennicy blokowali tę propozycję, uznając, że wsparcie może iść tylko ścieżką pożyczkową. Paradoksalnie realizuje się właśnie ten scenariusz, bo przyznana przez G7 kwota 50 mld dol. wsparcia jest niczym innym jak pożyczką, choć pokrytą z zamrożonych za granicą rosyjskich aktywów. Ten ostatni pakiet sfinansują częściowo Amerykanie, częściowo Europa, ale cały proces wciąż trwa i w związku z wyborem Trumpa może natrafić na liczne, nowe przeszkody.

Czytaj więcej

Departament Stanu o rozmowach ws. pokoju: Są takie, na które Putin jest gotów

Na temat planów procesu pokojowego rozważanego przez nowego prezydenta USA niewiele jeszcze wiadomo. Rzekome założenia relacjonuje prasa, ale nie zna szczegółów. Eksperci spodziewają się różnych scenariuszy, ale nikt nie obstawia dalszego konsekwentnego wspierania wojskowego i finansowego Kijowa aż do odzyskania utraconych przez Ukrainę terenów. Trumpowi (nie tylko jemu) zależy na szybkim procesie pokojowym, a ten – realistycznie – nie może obyć się bez zgody Putina. Innymi słowy to Putin, od którego decyzji zależy zatrzymanie rosyjskiej machiny wojennej, będzie miał w tej sprawie ostateczne słowo. Pytanie tylko, czy zdoła narzucić swoje warunki i jakie gwarancje dla Kijowa wytarguje wspierający nową amerykańską administrację Zachód. Bo co do tego, że w negocjacje włączy się w którymś momencie Berlin, Paryż czy Londyn – trudno mieć wątpliwości.

Czy Ukraina weźmie udział w negocjacjach pokojowych?

Jeśli w istocie tak będzie wyglądał negocjacyjny „koncert” mocarstw, to należy się liczyć z tym, że możemy mieć do czynienia z ryzykiem niechlubnej powtórki z historii: nową Jałtą. Przypomnijmy, że w lutym 1945 roku w Jałcie na Krymie wielka trójka – Stalin, Roosevelt i Churchill – dokonała podziału świata, który w swoich zrębach przetrwał ponad 40 lat. W istocie decyzje wtedy podjęte miały charakter trwały, choć tragiczny dla wielu narodów, z Polakami na czele. Właśnie w Jałcie dokonano podziału Niemiec na strefy wpływów, przesunięto granice, zadecydowano o przesuwaniu grup ludności i ukonstytuowano blok sowiecki. W przypadku Polski o losach naszej suwerenności przesądziła amerykańska gwarancja, że USA nie poprą żadnego polskiego rządu, który byłby wrogi interesom Stalina. Co prawda Jałta była wymierzona w dogorywające Niemcy, reprezentanci III Rzeszy w konferencji udziału nie brali, ale w istocie rozstrzygano nie o losach Niemiec, tylko o światowym bezpieczeństwie i losach znacznej części Europy.

Czytaj więcej

Rusłan Szoszyn: Jak Trump może zakończyć wojnę Rosji z Ukrainą? Kilka scenariuszy

Czy Ukrainie grozi nowa Jałta? Tak, jeśli Ukraina, państwo ofiara, nie weźmie czynnego udziału w tych negocjacjach i nie będzie w nich grała roli wiodącej. Jeśli – innymi słowy – kolektywny Zachód z pierwszoplanową rolą Donalda Trumpa zacznie się dogadywać z Putinem nad głowami Ukraińców. Rzecz jasna Ukraina – choć będzie bronić swoich interesów – musi uwzględniać realia. A te są brutalne; Donbas i Krym są w rękach Putina i status tych terenów też zależy od niego. Pamiętajmy, że formalnie przyłączono je do Federacji Rosyjskiej, Putin ma tu więc mocną kartę przetargową. Ukraina musi się też liczyć z tym, że znaczna pomoc militarna się kończy. Ameryka nie chce i nie będzie intensyfikować dostaw, a Europa – nawet przy dobrej woli najwierniejszych adwokatów Kijowa – nie ma takich zasobów. Jeśli do tego dodać determinację wielu zachodnich przywódców do doprowadzenia do szybkiego zawieszenia broni, zostaje tylko jedno: solidarność i twarda walka w obronie ukraińskich interesów przy stole negocjacyjnym.

Plan maksimum dla Ukrainy

Na Donbas czy Krym Ukraina liczyć chyba już nie może. Planem maksimum jest wynegocjowanie statusu terenów spornych i domaganie się w nieodległej przyszłości referendów z wyłączeniem ludności napływowej. Mniej więcej to rozważał ostatnio polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski i wiemy, z jaką furią krytyki się spotkał. Wydaje się, że negocjatorzy po stronie ukraińskiej powinni też zaakceptować odłożenie kwestii akcesji Ukrainy do NATO na dwie dekady i zgodzić się na stworzenie „pasa zdemilitaryzowanego”, który będzie oddzielał siły zbrojne obu krajów, a także zmniejszał ryzyko odnowienia gorącego konfliktu. Co wyjątkowo ważne – i to kolejna linia „jałtańskiego” non possumus – teren ten, wyznaczony przez aktualną linię walk, nie może być zakreślony wyłącznie po stronie ukraińskiej. Byłoby to kolejne ograniczenie terytorialne ukraińskiego państwa, a demilitaryzacja tego obszaru czyniłaby go bezbronnym wobec niezapowiedzianej akcji Rosjan. Na terenie tym powinny stacjonować jednostki rozjemcze pod auspicjami ONZ. Tu nie ma alternatywy.

Polska nie może zejść ze ścieżki wsparcia, ale musi się szykować na nowe wyzwania. Dużo trudniejsze niż słanie czołgów i amunicji. 

„Jałtą” dla Ukrainy byłoby przyjęcie dyktatu Putina w sprawach: trwałej demilitaryzacji ukraińskiej armii, jej liczbowego ograniczenia, przymusowego pozbawienie jej określonych typów broni, zaboru kolejnych terytoriów lub infrastruktury (Elektrownia Zaporoska), wymuszenia zmian politycznych czy sprzyjających Rosji rozwiązań ustawowych (np. nadających językowi rosyjskiemu status języka państwowego). O tym powinni rozstrzygnąć sami Ukraińcy w toku zwyczajnych procedur parlamentarnych i w wybranym przez nich czasie. Wyjątkowo ważna jest obrona Kijowa przed narzuconymi przez Moskwę kwestiami gospodarczymi typu restytucja stanu majątkowego rosyjskich bądź powiązanych z Rosją firm i oddaniem majątku skonfliktowanym z Kijowem ukraińskim oligarchom. To będzie ważny postulat Kremla i nie należy mu ulec. Z drugiej strony należy zapewnić, że przetrwa nawiązana w ciągu ostatnich trzech lat siatka powiązań gospodarczych Ukrainy z Zachodem. Odwrotną stroną problemu będzie utrzymanie zachodnich sankcji wobec Rosji i ich stopniowe luzowanie w miarę postępów procesu pokojowego.

Polska nie może zejść ze ścieżki wsparcia, ale musi się szykować na nowe wyzwania. Dużo trudniejsze

Bez wątpienia będziemy w najbliższych dniach świadkami nasilania się akcji zbrojnej wojsk Federacji Rosyjskiej. Moskwa świetnie wie, że zbliża się czas zawieszenia broni i będzie chciała, dopóki to możliwe, „wyrwać” dla siebie jak najwięcej. Dlatego właśnie teraz, w przededniu negocjacji, pomoc wojskowa i finansowa dla Kijowa jest tak ważna. Trzeba wesprzeć Zełenskiego na „ostatniej prostej”, by poprawić jego pozycję negocjacyjną. Dlatego nie bez znaczenie jest apel do Joe Bidena, by do końca swojej kadencji zrealizował jak najwięcej z przyjętych zobowiązań. To też ważny czas dla Warszawy, która właśnie teraz powinna zintensyfikować aktywność na rzecz Ukrainy i powoli przygotować polską opinię publiczną do nowych zadań. Będzie to nie tylko kooperacja z podnoszącą się z wojennych popiołów Ukrainą, kolejne transze kredytowe czy inwestycyjne, wsparcie dla weteranów i ofiar wojny, ale zapewne przygotowanie polskiego kontyngentu do służby pod błękitną flagą w „pasie zdemilitaryzowanym”. Będzie to służba trudna i ryzykowna. Wymagająca profesjonalizmu i wyjątkowego poczucia odpowiedzialności.

Nie wiem, czy zarysowany tu scenariusz i wynikające z niego wyzwania się sprawdzą. Możliwe, że rzeczywistość nas zaskoczy, niemniej kilka spraw wydaje się oczywistych i powinno pozostać poza dyskusją. Po pierwsze, można mieć wrażenie, że jesteśmy bliżej końca gorącej wojny w Ukrainie. Po drugie, trzeba zrobić wszystko, by obronić jej suwerenny byt, wolność i demokrację. Po trzecie, wspierać wszystko, co wzmocni jej proeuropejski i prodemokratyczny kurs. Nie można oddać jej Putinowi ani Rosji. Bo ta wojna, setki tysięcy ofiar i miliardowe straty państwa były właśnie o to – Ukrainę w Europie, poza strefą wpływów Kremla. I kwestia ostatnia: Polska nie może zejść ze ścieżki wsparcia, ale musi się szykować na nowe wyzwania. Dużo trudniejsze niż słanie czołgów i amunicji. Najważniejsze z tych wyzwań to bratnie sąsiedztwo i prawdziwy sojusz miedzy suwerennymi krajami na długo. Może na zawsze.

Wszyscy są zmęczeni tą wojną. Zarówno w Ukrainie, Europie jak i Stanach Zjednoczonych. Nowy prezydent Ameryki wielokrotnie zobowiązywał się publicznie, że wojnę szybko zakończy. Pewnie nie w jeden dzień czy kilka dni, niemniej dla niego i wielu jego wyborców sprawa wygaszenia gorącego konfliktu w Ukrainie (pewnie w mniejszym stopniu niż zobowiązania dotyczące podatków czy migrantów) będzie testem jego sprawności. I Trump się tu przed niczym nie cofnie, bo świetnie wie, że ma w tej sprawie poparcie większości wyborców w USA, ciche wsparcie wielu europejskich stolic i liczący się głos znacznej części Ukraińców, którzy mają już dość niekończącego się – jak mówią – koszmaru.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Trzeba było uważać, czyli PKW odrzuca sprawozdanie PiS
Opinie polityczno - społeczne
Kozubal: 1000 dni wojny i nasza wola wsparcia
Opinie polityczno - społeczne
Apel do Niemców: Musicie się pożegnać z życiem w kłamstwie
Opinie polityczno - społeczne
Joanna Ćwiek-Świdecka: Po nominacji Roberta F. Kennedy’ego antyszczepionkowcy uwierzyli w swoją siłę
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Mniej czy więcej Zachodu? W Polsce musimy przemyśleć naszą własną rolę