Jacek Dubois: Mecenasie, gdzie jesteś?

Obowiązkiem państwa jest zapewnienie aresztowanemu kontaktu z obrońcą. Złożoność czy wyjątkowość sprawy nie może mieć wpływu na umożliwianie widzeń.

Publikacja: 06.11.2024 05:50

Jacek Dubois: Mecenasie, gdzie jesteś?

Foto: Fotorzepa / Krzysztof Lokaj

Przed laty powierzono mi obronę pewnego mężczyzny, który w prokuraturze nie przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia, w których zaprzeczył popełnieniu zarzucanego mu czynu. Prokurator zdecydował się wystąpić o zastosowanie tymczasowego aresztowania i mężczyznę przewieziono do sądu. Gdy się tam spotkaliśmy, jego stanowisko procesowe diametralnie się zmieniło i przed sądem przyznał się do zarzucanego mu czynu, oświadczając, że rezygnuje z pomocy adwokata.

Gdy po latach przy innej sprawie ponownie się spotkaliśmy, przeprosił mnie za zaistniałą sytuację, tłumacząc, że konwojujący go funkcjonariusze postawili go w sytuacji bez wyjścia. Nie ma przy tym znaczenia, czy w tej sprawie był winny czy nie, ale to, że jego stanowiska procesowe nie były wyrazem jego wolnej woli, złożonym po konsultacjach z prawnikiem, ale zostało złożone pod wpływem osób prowadzących postępowania, gdy nie mógł skonsultować się z obrońcą, czy tak decyzja ma charakter racjonalny i jest dla niego korzystna.

Czytaj więcej

Jacek Dubois: Bez wyjątków

Nie był to jedyny taki przypadek, ponieważ sytuacje wpływania na wolę osoby będącej pod zarzutami, z pominięciem jego obrońcy, powtarzają się. Pamiętam, gdy powiadomiony o godzinie przesłuchania, stawiłem się o wyznaczonym czasie w prokuraturze, po czym dość długo czekałem, aż zostanę wpuszczony do prokuratora. Gdy to się w końcu udało, ten z uśmiechem poinformował mnie, że czekając na moje przybycie, rozpoczął przesłuchanie i klient zaczął składać obciążające siebie samego wyjaśnienia.

Zdarzało mi się również, że po zeznaniu klient był odprowadzany przez konwojentów do radiowozu. Z późniejszej jego relacji dowiadywałem się, że gdy opuściłem budynek prokuratury, został przyprowadzony ponownie i bez mojego udziału próbowano go nakłonić do zmiany stanowiska procesowego.

Mam wrażenie, że każdy obrońca karny mógłby przytoczyć podobne historie. Ja poruszam ten temat po przeczytaniu wypowiedzi szczecińskiej prokurator Katarzyny Calów-Jaszewskiej. Dotyczyła konkretnej sprawy, w której nowy obrońca publicznie stawiał prokuraturze zarzut, że od dwóch dni nie może otrzymać widzenia z klientem. Pani prokurator powiedziała, że dwudniowa zwłoka w tak złożonej sprawie nie jest nadmierna.

Prawnicze kuriozum

Owo stwierdzenie jest prawniczym kuriozum, czego zapewne pani prokurator jest świadoma, a jej oświadczenie ma na celu usprawiedliwienie stosowania niedozwolonych praktyk, a nie merytoryczne odniesienie się do tematu.

Złożoność czy wyjątkowość sprawy nie może mieć wpływu na wydawanie zgód na widzenia, ponieważ obowiązkiem państwa jest zapewnienie aresztowanemu kontaktu. Prokurator również nie ma nawet prawa dokonywania ocen, czy zwłoka jest nadmierna, bo takowej być w ogóle nie może. Praktyka pokazuje, że czesto losy postępowań zostają przesądzone już przy pierwszej czynności procesowej i dla osoby podejrzanej bardzo ważne jest, by od samego początku miała możliwość konsultacji z obrońcą, z którym mogłaby omówić najkorzystniejszą linię obrony.

Prokurator ograniczający to prawo sam narusza prawo, zaś takie praktyki są niestety częstym elementem obrończej codzienności, a bywają one również oskarżycielską strategią.

Co więcej, kodeksowe przepisy zapewniające oskarżonemu prawo do obrony są tak skonstruowane, że w wyniku ich stosowania podejrzany może być na pewien czas pozbawiony pomocy chcianego przez siebie obrońcy.

Fikcja trzech obrońców

Wyobraźmy sobie z pozoru absurdalną sytuację, pamiętając, że w rzeczywistości życie może być kreatywniejsze od nas. W momencie gdy podejrzany zostaje pozbawiony wolności, obrońcę dla niego może ustanowić każdy, a zgodnie z kodeksem postępowania karnego podejrzany może mieć maksimum trzech obrońców. Wyobraźmy sobie dalej, że pokrzywdzony w danej sprawie, którego intencją jest pozbawienie jego przeciwnika prawa do obrony, idzie do kancelarii adwokackiej i ustanawia dla niego trzech obrońców, informując ich, że życzeniem podejrzanego jest, by odwiedzili go w areszcie dopiero za tydzień.

W ten sposób limit obrońców jest wyczerpany, a z podejrzanym przebywającym w odosobnieniu nie ma kontaktu. W dzień później rodzina podejrzanego zgłasza się do adwokata, który zgodnie z ich wolą ma bronić podejrzanego. Adwokat ustanawia się w sprawie i dowiaduje od prokuratora, że w sprawie ustanowionych jest trzech obrońców i on, jako nadmiarowy, nie może podjąć działań w sprawie. Rodzina i adwokat, nie mając kontaktu z aresztowanym, nie mogą uzyskać jego oświadczenia woli, a korespondencja do zakładu karnego idzie tygodniami. W taki sposób można pozbawić podejrzanego realnej obrony w czasie, w którym musi on podjąć najistotniejsze w swoim życiu decyzje.

Podany przykład, choć skrajny, jest całkowicie realny, ja zaś w praktyce, pomimo woli oskarżonego, bym go reprezentował, nie miałem możliwości przez długi czas uzyskać z nim kontaktu, bo osoby trzecie, które ustanawiają adwokata na początku postępowania, nie mogą same cofnąć udzielonych wcześniej pełnomocnictw, a z podejrzanym nie ma kontaktu, by mu taką informację przekazać.

Przepis, którego stosowanie może w konsekwencji eliminować konstytucyjne prawa obywatela, nie powinien funkcjonować. Sygnalizuję to komisji kodyfikacyjnej, bo o ile zrozumiałe jest, że w trakcie procesu oskarżony może mieć trzech obrońców, o tyle nie powinna być ograniczona możliwość dotarcia do oskarżonego nawet warunkowo ustanowionego nowego obrońcy, by zainteresowany po osobistej rozmowie mógł samodzielnie podjąć decyzję, z czyjej pomocy prawnej zamierza skorzystać, by wykorzystywać swoje prawo do obrony.

Autor jest adwokatem, sędzią Trybunału Stanu

Przed laty powierzono mi obronę pewnego mężczyzny, który w prokuraturze nie przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia, w których zaprzeczył popełnieniu zarzucanego mu czynu. Prokurator zdecydował się wystąpić o zastosowanie tymczasowego aresztowania i mężczyznę przewieziono do sądu. Gdy się tam spotkaliśmy, jego stanowisko procesowe diametralnie się zmieniło i przed sądem przyznał się do zarzucanego mu czynu, oświadczając, że rezygnuje z pomocy adwokata.

Pozostało 92% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?