Bez wyborów trudno sobie wyobrazić demokrację, a wybory to specjalność partii. Bezpartyjni kandydaci rzadko odnoszą sukces, bo ten wymaga pieniędzy, zaplecza organizacyjnego oraz doświadczenia w mobilizacji wyborców.
Od partii masowych po maszynki do wygrywania wyborów
W przeszłości partie, przynajmniej te na Zachodzie, miały płacących składki członków, korzenie w określonych grupach społecznych oraz wyraźny ideologiczny profil. To już jednak historia, której polska młoda demokracja doświadczyła w niewielkim stopniu. Dziś partie na całym świecie są maszynką do wygrywania wyborów bez wyrazistej ideologii i rzeszy wiernych członków. Pieniądze partii albo pochodzą od państwa, albo od milionerów. Ich specjalnością jest niszczenie przeciwnika, a nie rozsądne zarządzanie państwem.
Czytaj więcej
Polityka pozostała duchem i ciałem w XIX wieku. Gdy Kowalski i Smith żyją w erze globalnej sieci, demokracja nadal działa według zasad ze świata gołębi pocztowych.
Dawniej partie tworzyły rząd z udziałem wielu specjalistów znających się na zdrowiu, finansach, administracji czy rolnictwie. Sam rząd funkcjonował w oparciu o kompetentną służbę cywilną. Władza partyjnych rządów była ograniczana przez organy takie jak bank centralny czy sąd konstytucyjny, w skład których wchodzili eksperci. A na tych rząd nie mógł bezpośrednio wpływać.
To też jest już historia. Dziś teki ministerialne są zazwyczaj w rękach lojalnych polityków. Służba cywilna jest albo spolityzowana, albo zmarginalizowana przez sztab partyjnych doradców w gabinetach ministrów. Niezależność banku centralnego i sądu konstytucyjnego jest fikcją, niestety nie tylko u nas. Decyzje rządu nie są dyktowane zespołem wartości wyznawanych przez poszczególne partie, lecz kapryśnymi sondażami i strategiami komunikacji politycznej.