„Panie doktorze, ja mam kłopoty ze wzrokiem i słuchem. – Jak to ze wzrokiem i słuchem? – No bo ja co innego widzę, a co innego słyszę” – brzmiał popularny w PRL dowcip o rzeczywistości poprzedniego ustroju. Podobnego dysonansu można doświadczyć, porównując dzisiejszą narrację polityczną o szczególnym znaczeniu czerwcowych wyborów do Parlamentu Europejskiego z propozycją, jaką przygotowały nam na nie największe polskie partie.
Wybory do Parlamentu Europejskiego: najważniejsze od momentu naszej akcesji
Oto po raz kolejny jesteśmy przekonywani przez media i polityków, że nadchodzące wybory będą kluczowe, rozstrzygające i najważniejsze od lat – i z tym nawet wyjątkowo można się zgodzić. W kontekście nowej sytuacji międzynarodowej, rosnących nastrojów eurosceptycznych, wewnętrznych problemów Unii Europejskiej oraz debaty na temat przyszłości i reform Unii to rzeczywiście będą ważne, prawdopodobnie nawet najważniejsze wybory europejskie od momentu naszej akcesji.
Czytaj więcej
Konfederacja najwcześniej – bo już 15 kwietnia – rozpoczęła kampanię wyborcza do europarlamentu. Eurokampania jest prostsza logistycznie i organizacyjnie niż kampania samorządowa. Na to też liczą Krzysztof Bosak i Sławomir Mentzen.
Zważywszy na ogrom wyzwań oraz krzykliwą retorykę o „ważących się losach Europy”, można byłoby się spodziewać, że klasa polityczna spróbuje adekwatnie odpowiedzieć na tę szczególną sytuację. Niestety jednak nic takiego się nie dzieje. Do Brukseli po raz kolejny wysyłani są zużyci w krajowej polityce, zasłużeni partyjni działacze, którzy mają sobie w spokoju zarobić na europejskich stanowiskach. Miejsce na liście do europarlamentu stanowi atrakcyjną nagrodę, a układanie list jest raczej instrumentem wewnątrzpartyjnej polityki kadrowej niż wyznaczaniem właściwych ludzi do poważnych i odpowiedzialnych zadań.
Co mówią wyborcom listy wyborcze KO i PiS
Szczególnie wyraźnie widać to na przykładzie dwóch największych ugrupowań. Na listach Koalicji Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości na poczesnych miejscach znajdziemy m.in. Borysa Budkę (za oddanie partii Donaldowi Tuskowi bez oporu), Bartłomieja Sienkiewicza (za przejęcie TVP i wzięcie na siebie potencjalnej odpowiedzialności), a po drugiej stronie chociażby Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego (wiadomo za co). Warto też odnotować kandydatury Daniela Obajtka i Jacka Kurskiego, jeszcze niedawno kreowanych na niezależnych ekspertów kierujących państwowymi spółkami, a dziś kandydujących z najwyższych miejsc na partyjnych listach.