Od dawna było wiadomo, że od września rozpocznie się nowy sezon polityczny, zdominowany przez kampanię wyborczą. Politycy nie mogą się już doczekać wyborów, bo sytuacja stała się nieznośna: opozycja wciąż nie ma władzy, a władza wciąż jest niepewna swojej siły, musi sztukować popruty garnitur i chodzić na koncesje z politycznym planktonem. Pragnienie przesilenia stało się w Polsce dojmujące. I wtedy z pomocą przyszli Niemcy.
Miesiącami trwał w biurach przy Nowogrodzkiej „casting na wroga”, który zostałby podmiotem odpowiedzialnym za inflację, wojnę w Ukrainie, brak środków z KPO, kary naliczane przez TSUE, a potem jeszcze zatrucie Odry. Geje i lesbijki nadają się słabo, bo wpływ na to wszystko mają niewielki. Feministki nie nakręcają inflacji, bo ubierają się skromnie. O uchodźcach źle teraz mówić nie wypada, bo to ofiary Putina, a nie broń wymierzona w Polskę przez Łukaszenkę. Czesi, choć narazili się Polsce sprawą Turowa, nie mają odpowiedniej skali. Niemcy są natomiast idealni.
To nie Unia, to oni
– Nie możemy dać się zdominować. A partie, z którymi walczymy, są gotowe do tego, aby Polska była zdominowana – to nie o UE chodzi, lecz o Niemcy. Niemcy w porównaniu ze światowymi potęgami nie są światowym mocarstwem – mówił w lipcu w Kielcach Jarosław Kaczyński.
Czytaj więcej
Władza usiłuje podzielić Polaków na „prawdziwych patriotów” i „proniemieckich renegatów”.
I choć cała jego myśl nie jest całkiem jasna, to jedno jest pewne: za nasze klęski na forum Unii Europejskiej odpowiadają sąsiedzi zza Odry. Co by więc nasz rząd nie wymyślił, jak bardzo by się nie postarał, nic nam w Unii się nie uda, bo Niemcy nie pozwolą, na czele z szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen. To także odpowiedź na zarzuty o łamanie praworządności i wyroki TSUE. Sprawa jest prosta: ponieważ Unia zdominowana jest przez Niemcy, wyroki zapadają takie, jakich to oni sobie życzą. Dokładnie według tego samego wzoru, co w Trybunale Konstytucyjnym Julii Przyłębskiej.