W Polsce Franciszek jest krytykowany za to, że nie potępił po nazwisku Putina, tak jakby Watykan był sądem, i że nie pobłogosławił wysyłania broni zaatakowanym. Nieistotne okazały się liczne interwencje na rzecz ofiar wojny; papież wyraził także wdzięczność za „otwarte drzwi i hojne serca” Polakom przyjmującym miliony ukraińskich uchodźców. Wreszcie w orędziu wielkanocnym Urbi et Orbi apelował o „pokój dla udręczonej Ukrainy, tak ciężko doświadczonej przemocą i zniszczeniami okrutnej, bezsensownie rozpętanej wojny, w którą została wciągnięta”, zapewniając, że nosi „w sercu wszystkie ukraińskie ofiary”. Czyż pomniejszył cierpienie tego narodu, nazywając paciorkami bolesnego różańca inne kraje targane konfliktami, czasami trwającymi dziesiątki lat, takie jak Syria, Irak, Afganistan czy Demokratyczna Republika Konga?
Nie zapomnieć Wyszyńskiego
Jak zauważył jezuita Antonio Spadaro, „dyplomacja Stolicy Apostolskiej zszywa, nie odcina”, generując w ten sposób „fałszywe postrzeganie »neutralizmu« ze strony papieża, który wie, że przemoc rodzi przemoc”. W tym sensie Watykan jest wierny swojej tysiącletniej praktyce. Praktyce dobrze znanej także w Polsce, gdzie wiele lat przed podjęciem przez Rzym decyzji o dialogu z krajami Wschodu potrzebę znalezienia modus vivendi z komunistami zrozumiał kard. Stefan Wyszyński. Choć Prymas Tysiąclecia został niedawno beatyfikowany, grozi nam rozwodnienie jego przesłania i zapomnienie o jego historycznym znaczeniu.
„Kościół zawsze rozmawiał z każdym państwem, które chciało z nim rozmawiać. Rozmawia więc w Polsce i z państwem komunistycznym” – zwierzył się młody prymas członkowi sekretariatu PZPR w 1950 r., w przededniu porozumienia episkopatu z rządem PRL, które tak bardzo zasmuciło Piusa XII.
W Rzymie sytuacja zmieniła się wraz z pontyfikatem Jana XXIII, który w czasie jednego z pierwszych spotkań z Wyszyńskim stwierdził, że Kościół musi prowadzić dialog ze wszystkimi, bo jest „uniwersalny, nie polityczny ani tym bardziej nie jest stronniczy”. Ten sam Wyszyński, w czasie jednej z kongregacji kardynałów na konklawe, które wybrało Pawła VI, bronił Jana XXIII przed oskarżeniami o skompromitowanie Kościoła przez spotkanie w Rzymie z zięciem Chruszczowa Aleksiejem Adżubejem: „Jak można oskarżać papieża, który przyjął człowieka z Rosji, powodowany racjami humanistycznymi, podczas gdy cały świat utrzymuje z Rosją stosunki gospodarcze”.
To ten sam Wyszyński, który w rozważaniach na temat „Ojcze nasz”, kreślonych w Laskach w 1944 r. podczas powstania warszawskiego, wzywał nas do modlitwy m.in. „o zbliżenie narodów i ludów”, abyśmy „stanęli w obliczu całej rodziny ludzkiej, w perspektywie powszechnego braterstwa”. Słowa, które należy odkryć na nowo, nie tylko ze względu na wielką harmonię z magisterium papieża Franciszka, ale także dlatego, że przynoszą przebłysk światła w tak mrocznych czasach.