Z dużym zainteresowaniem śledzę toczącą się na łamach „Rzeczypospolitej" dyskusję na temat implementacji planu Morawieckiego, którą zapoczątkował artykuł Mariana Piłki „PiS z Balcerowiczem". Polityk Prawicy Rzeczypospolitej twierdzi, że plan wicepremiera Morawieckiego jest oparty na bardzo dobrej diagnozie, z której jednak nie wypływają działania racjonalne ekonomicznie. Zamiast tego miałaby być kontynuowana polityka poprzednich rządów, sprowadzająca się do wspierania wpływowych grup interesów, zapoczątkować miał ją jeszcze tzw. plan Balcerowicza.
Dlatego ze zdziwieniem zauważyłem, że nie nastąpiło pogłębienie debaty i próby wyjaśnienia, dlaczego słuszna diagnoza jest oderwana od właściwej implementacji. I, po drugie, jak wytłumaczyć sytuację, w której PiS najpierw bardzo ostro atakuje Leszka Balcerowicza, uznaje jego działania za źródło wszelkiego zła i jednocześnie po zwycięskich wyborach oddaje stery gospodarcze w ręce jego ideowych spadkobierców? Zamiast tego jako kolejny głos w dyskusji pojawił się artykuł Tomasza Dróżdża „PiS i propaganda białoruska", który nie tylko zarysowanej sprzeczności nie wyjaśnia, ale wprost stara się ją zaciemnić. Zdaniem autora PiS jest zły nie dlatego, że jego działania pozostają w logice „planu Balcerowicza". Największym grzechem rządzących ma być to, że sam Balcerowicz nie autoryzował prowadzonej przez nich polityki gospodarczej. Na potrzeby tego tekstu Marian Piłka staje się PiS-owcem, gdyż na równi z rządząca partią krytykuje decyzje Leszka Balcerowicza. W efekcie zamiast nakierowania debaty na rozwiązania programowe czytelnik zostaje zmuszony do opowiedzenia się po jednej ze stron politycznego sporu.
Zewnętrzna kontrola
Tomasz Dróżdż, mimo że atakuje Mariana Piłkę za brak prezentowania rzeczowych argumentów, a nawet nieznajomość praw ekonomii, wychodzi w swoim tekście poza obszar merytoryki, podkreślając np., że autor krytykowanego przez niego tekstu jest historykiem, a nie ekonomistą. Pomija przy tym fakt, że Piłka to absolwent jednego z prestiżowych amerykańskich ośrodków akademickich. Ze względu na fakt, że Dróżdż jest studentem wiodącej polskiej uczelni ekonomicznej, polemika ze stawianymi przez niego tezami może być okazją do refleksji nad stanem szkolnictwa wyższego w naszym kraju.
Główny zarzut stawiany Marianowi Piłce przez Dróżdża jest związany z określeniem polskiej gospodarki po okresie transformacji jako „neokolonialnej". Zarzut ten należy uznać za niezbyt trafiony, gdyż tezą autora było, że plan Morawieckiego, gdy chodzi o diagnozę, jest właściwy i w związku z powyższym, kontynuując politykę Balcerowicza, musi w konsekwencji krytykowaną sytuację pogorszyć. Zamiast tego, oburzając się na fakty, nie wiadomo dlaczego się z nimi nie zgadza.
Tymczasem dane zawarte w strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju ukazujące, że większość eksportu przemysłowego Polski pochodzi z organizacji gospodarczych kontrolowanych przez podmioty zagraniczne, jak i faktu, że kapitał zagraniczny jest właścicielem ponad 2 bln zł aktywów w Polsce, w pełni usprawiedliwiają nazwanie struktury takiej gospodarki jako „neokolonialnej". Stan zależności kapitałowej od zagranicy sprawia, że produkt narodowy brutto jest o 90 mld zł niższy od wytworzonego PKB, a relacja bilansu aktywów zagranicy i krajowych za granicą w relacji do PKB dwukrotnie przekracza wskaźniki bezpieczeństwa ustanowione przez instytucje zagraniczne. Do tych i innych podstawowych informacji zawartych w planie Morawieckiego należałoby się odnieść, zanim postawi się jakikolwiek zarzut nie tylko Marianowi Piłce, ale i wszystkim innym, którzy uznają polską gospodarkę po terapii, jaką zastosował Balcerowicz, za będącą w głębokim kryzysie strukturalnym.