Aneksja Krymu, inwazja Rosji na ukraiński Donbas, a z drugiej strony wypowiedzi prezydenta USA Donalda Trumpa oraz brexit spowodowały nową i niepokojącą sytuację w NATO. Ale podczas niedawnego pobytu w Warszawie sekretarz generalny Jens Stoltenberg powiedział: „Mamy do czynienia z pewnym paradoksem. Widzimy różnice zdań w pewnych kwestiach, jak handel, zmiany klimatu, porozumienie nuklearne z Iranem, trwa też spór o podział obciążeń w wydatkach obronnych, ale mimo tych różnic widać także, że w NATO Ameryka Północna i Europa robią razem więcej, niż robiły przez wiele, wiele lat". I ta konsekwentna realizacja wzmacniania wschodniej flanki NATO odbywa się z dużym udziałem strony amerykańskiej, szczególnie w Polsce.
Najpierw podczas szczytu w Newport ustanowiono tzw. szpicę (VJTF), czyli sojusznicze siły natychmiastowego reagowania, oraz wzmocniono NRF, czyli siły szybkiego reagowania. Rozpoczęto też serię zakrojonych na dużą skalę ćwiczeń sojuszniczych w krajach wschodniej flanki, aby pokazać Rosji, że sojusz poważnie traktuje zobowiązanie wobec każdego kraju członkowskiego, a zwłaszcza tych granicznych, jak Polska czy państwa bałtyckie.
Potem na szczycie w Warszawie w 2016 r. ustalono rotacyjne rozlokowanie w tych krajach wielonarodowych batalionów NATO z dowództwem w Elblągu. Tej „wysuniętej obecności" (eFP) sił sojuszniczych towarzyszyło przemieszczenie do Polski amerykańskiej ciężkiej brygady oraz rozlokowanie sprzętu, z którego mogą skorzystać dodatkowe siły w przypadku zagrożenia północno-wschodniej rubieży NATO. W sumie na terenie Polski stacjonuje dziś około 4400 żołnierzy w mundurach armii USA. W porównaniu z pierwszymi porozumieniami podpisanymi przez ministra Sikorskiego (o bazie antyrakietowej w Redzikowie) i przeze mnie (o umieszczeniu na stałe w Łasku pododdziału lotniczego) oznacza to wielki skok ilościowy.
Luka 30 dni
W lipcu ubiegłego roku na szczycie NATO w Brukseli sojusznicy poszli jeszcze dalej. Przyjęto nową Inicjatywę gotowości (NATO Readiness Initiative), inaczej „4 x 30". Zakłada ona, że NATO musi mieć do użycia w gotowości bojowej w ciągu 30 dni: 30 zmechanizowanych batalionów lądowych, 30 okrętów wojennych i 30 eskadr samolotów, jako tzw. siły wzmocnienia.
Gdy byłem ministrem obrony narodowej, te siły wzmocnienia nie miały tak wyśrubowanych parametrów. Wiadomo było, że gdyby została zaatakowana np. Polska, to muszą one być do Polski przerzucone, co wynikało z przyjętych w 2010 r. „Planów ewentualnościach". Tyle że margines dowolności był znacznie większy. To się zmieniło. Ustalenia ze szczytu w Brukseli są jasne i właśnie wdrażane.