Mario Draghi, były szef Europejskiego Banku Centralnego i jeszcze niedawno premier Włoch, ma teraz nowe, bardzo ciekawe wyzwanie. Ten doświadczony ekonomista i polityk gospodarczy pracuje właśnie nad materiałem, który ma być strategią poprawy konkurencyjności gospodarki Unii Europejskiej. Niestety, nie będzie to łatwe zadanie.
Awaria modelu gospodarczego
Ostatnie wstrząsy, jakich doświadczyła gospodarka światowa, pokazały, że model gospodarczy UE nie przystaje do współczesnych wyzwań. Przez lata wiele krajów Unii nieźle prosperowało przy użyciu taniej i łatwo dostępnej energii z Rosji oraz dostępu do niedrogich produktów konsumpcyjnych z Azji.
Taki układ pozwalał utrzymywać umiarkowaną inflację dla konsumentów i niskie koszty dla producentów, którzy wyspecjalizowali się w wyrafinowanych usługach (edukacja, turystyka, kultura) i zaawansowanych technicznie produktach, jak samochody, urządzenia dla przemysłu czy dobra luksusowe, na które nie brakowało popytu ze strony szybko bogacących się gospodarek Azji. Jeżdżenie BMW albo mercedesem oraz weekend w Paryżu były wyznacznikiem statusu społecznego w Chinach, Indiach czy Azerbejdżanie, na czym niemiecka i francuska gospodarki przez lata bardzo skorzystały.
Europa pozostawała najbardziej otwartą (najniższe restrykcje zarówno dla eksportu, jak i importu) częścią gospodarki światowej, co dobrze służyło zarówno konsumentom, jak i producentom. Europa otrzymała jednak ostatnio mocne ciosy od Putina i Xi Jin Pinga, a musi szykować się na potencjalnie coraz mniej przewidywalną Amerykę. Agresja Rosji na Ukrainę i związane z nią sankcje pozbawiły UE dostępu do tanich surowców energetycznych.
Wprawdzie rosyjska ropa (i produkty ropopochodne) oraz gaz ziemny dalej trafiają do krajów EU, ale dzieje się to okrężnymi drogami i często z naruszeniem sankcji, więc energia nie jest już ani tania, ani łatwo dostępna i w dodatku niesie ze sobą dylematy moralne.