Po lekturze jej powieści „Prawiek i inne czasy”, czyli już w latach dziewięćdziesiątych, byłem przekonany, że jej proza zajdzie w świecie daleko.
Faulknerowskie uniwersalia, magiczny realizm, miłoszowskie pojmowanie czasoprzestrzeni, w której żadna ludzka historia i tragedia nie znika i przekonanie, że w naszych współczesnych, mobilnych czasach, w których z łatwością przekraczamy wszelkiego rodzaju granice, wolność nie jest zagrożeniem dla naszych tożsamości, a bezpieczeństwo za wszelką cenę tylko może ją ograniczyć. A poza tym, co jest dla mojej myśli eseistycznej najważniejsze: Olga przywróciła nam znowu wiarę w metafizykę, transcendencję bytu ludzkiego – i tym samym wiarę w człowieka, mimo, że ten buduje apokaliptyczną cywilizację, niszczy planetę Ziemię, spragniony szybkich zysków i władzy.
Jakże pomylił się więc najsłynniejszy niemiecki krytyk literacki Marcel Reich-Ranicki, który po 1945 roku zaczynał swoją karierę w Polsce i przez pół życia czekał na Nobla dla Philipa Rotha: jednak to nie tylko poezja jest wielką siłą polskiej literatury, ale także proza, co udowodniła Olga Tokarczuk. Powieść „Bieguni” będzie teraz czytana w każdym hotelu na całym świecie – w hotelu, w którym powieści zastępują biblię… Niesamowite!