Tokarczuk o korpoludkach i wojnie Putina w przedmowie do „Ziemi Ulro" Miłosza

„Ziemia Ulro” Czesława Miłosza z 1977 r. powraca z przedmową Olgi Tokarczuk. Książka w czasach hegemonii katolicyzmu w Polsce uważana była za dziwactwo heretyka. W dobie kryzysu wiarygodności Kościoła stawia Miłosza w roli ponadczasowego kapłana duchowości.

Publikacja: 20.06.2024 04:30

Czesław Miłosz na spotkaniu w Instytucie Polskim, Sztokholm 13.12.1980

Czesław Miłosz na spotkaniu w Instytucie Polskim, Sztokholm 13.12.1980

Foto: PAP

Z „Ziemią Ulro” jest jak Molierowskim panem Jourdainem. On nie wiedział, że mówi prozą, zaś wielu współczesnych nie zdaje sobie, że żyje na ziemi Ulro.

Odpowiedzą może, że nie ma jej na żadnej mapie, jak radziecki kosmonauta twierdził, że nie ma Boga, bo nie spotkał go w kosmosie. Niech więc uwierzą Miłoszowi, który napisał, że jest „kraina duchowych cierpień, jakie musi znosić człowiek okaleczony”.

Pojęcie Ulro stworzył angielski poeta i malarz, twórca własnej skomplikowanej mitologii William Blake (1757–1827), definiując nowy świat, w którym rozum i nauka unieważniają siłę wyobraźni, co było konsekwencją przesilenia romantycznego na przełomie wieków XVIII i XIX. Olga Tokarczuk tłumaczy to w najprostszy sposób: „Żyć w Ulro to postrzegać świat poprzez statystykę, a więc pryzmat wzorów i tabel, wykresów i symulacji, gdzie ginie pojedynczy człowiek. Przez prymitywny filtr nałożony na skomplikowaną i wieloaspektową rzeczywistość”.

Czesław Miłosz i Olga Tokarczuk

Ważna jest próba nowego zdefiniowania pragnień Miłosza przez Tokarczuk. Oto poeta kojarzony przez złośliwych – a był wśród nich przez pewien czas Zbigniew Herbert – z antypolskością, a także uważany za antychrześcijańskiego (krakowscy księża sprzeciwili się pochówkowi na Wawelu), podkreślał swoje duchowe tęsknoty wyrastające z katolickiego wychowania. Krakowskiemu klerowi nie wystarczał krytycyzm wobec „laickiego humanizmu, zjadanego od wewnątrz przez swoją pustkę” ani „świadectwo moralności” wystawione przez Jana Pawła II. Problemem była duchowa nieortodoksyjność poety, którą Tokarczuk tak określa: „Kusi go proste przedzierzgnięcie się w tradycyjnego katolika (…) lecz jednocześnie jego poetycka natura nie zgadza się na ten jednoznaczny, zamykający gest”. Chodzi o dowartościowanie sfery „pomiędzy skodyfikowanymi prawdami”. O słynne mickiewiczowskie „czucie i wiarę” w kontrze do „szkiełka i oka”. Właśnie w tej sferze przebywali, myśleli i tworzyli bohaterowie Miłosza – szwedzki naukowiec i wynalazca maszyny parowej Emanuel Swedenborg (1688–1772), który zwrócił się w stronę mistycyzmu, wspomniani już Blake i Mickiewicz, oraz poeta mistyk Oskar Władysław Miłosz (1877–1939), kuzyn Czesława.

Czytaj więcej

Czesław Miłosz z przedmową Olgi Tokarczuk. Nowa edycja dzieł noblisty

Znamienne jest to, że w 2024 r. przedmowę do książki o duchowych poszukiwaniach Miłosza napisała kobieta: pisarka, noblistka i autorka krytycznych wobec ortodoksyjnego polskiego katolicyzmu „Ksiąg Jakubowych”. W 1977 r. Miłosz prosił o przedmowę księdza Józefa Sadzika, nieformalnego duszpasterza polskich artystów i intelektualistów w Paryżu, poetę, filozofa, twórcę Centrum Dialogu.

Olga Tokarczuk i ksiądz Sadzik

Intrygujące jest to, że Tokarczuk zestawia twórcę pojęcia Ulro z psychologiem Carlem Gustavem Jungiem, dla którego ważna była „rzeczywistość psychiczna”. Ksiądz Sadzik wspominał pokrewieństwo poety z wczesnymi, ontologicznymi pytaniami niemieckiego filozofa Martina Heideggera („dlaczego w ogóle Coś jest, a nie raczej Nic?”). Ksiądz Sadzik podkreśla wagę pytań Miłosza: „Cóż mają począć ludzie, dla których niebo i ziemia jest za mało i nie mogą żyć, jeśli nie oczekują innego nieba i innej ziemi?”. Sadzik dodaje: „Heideggerowska ziemia Ulro posiada także inny wymiar: człowiek, który zatraciwszy dogłębny kontakt z bytem, zadawala się wchłanianiem powierzchowności. Szuka czegoś nowego, nie aby zrozumieć, ale by się rozerwać (…). Powierzchowna ciekawość prowadzi (…) do jałowego podniecenia”. I jeszcze jedno ważne stwierdzenie, które zapowiada podnoszoną tak dziś klęskę antropocenu: „Rozdarcie między doświadczeniem nicości we wrogim uniwersum a przypisywaniem sobie najwyższego znaczenia”. W wierszu Miłosz wyraził to tak:

„Nie myślałem, że żyć będę w tak osobliwej chwili,/Kiedy Bóg skalnych wyżyn i gromów/(…)/Najdotkliwiej upokorzy ludzi,

Czytaj więcej

Tokarczuk, Skolimowski i Szumowska wybiorą najlepsze scenariusze w konkursie festiwalu Script Fiesta – ruszyły zgłoszenia!

Pozwoliwszy im działać jak tylko zapragną”.

To oczywiście ledwie wierzchołek góry lodowej spośród tematów książki, która w czasach hegemonii katolicyzmu w Polsce uważana była za dziwactwo heretyka, a dziś, w czasach kryzysu wiarygodności Kościoła, stawia Miłosza w roli ponadczasowego kapłana duchowości.
Pisał ją w kalifornijskim domu na Grizzly Peak, a zaczął pytaniem „Kim byłem, a kim jestem teraz, po latach, tutaj na Niedźwiedzim Szczycie”, starając się zanalizować swoje życie duchowe od dzieciństwa. Mamy więc do czynienia z eseistyczną „Czarodziejską górą” drugiej połowy XX w., gdzie odpowiednikami spotkań z wolnomyślicielem Settembrinim i jezuitą Naphtą są lektury dzieł wspomnianych już myślicieli oraz Fiodora Dostojewskiego i Samuela Becketta, a także spotkania z Witoldem Gombrowiczem. To wobec nich klaruje się pogląd Miłosza na świat, religię i Boga. Gombrowicza, z którym się przyjaźnił (na emigracji nie miał alternatywy), podejrzewał o nihilizm i banał.

Miłosz ocenia Dostojewskiego

Ciekawe są rozważania o Dostojewskim, który po agresji Putina na Ukrainę, jako rosyjski nacjonalista, znalazł się na cenzurowanym. Słusznie. Miłosz wspomina wczesnego Dostojewskiego z zesłania i sceptycyzm stawiający ponad miłość do ludzkości – picie herbaty w spokoju. Nawrócony Dostojewski nazwał postkatolicki i postprotestancki Zachód cywilizacją Szatana, bo postawił naukę na ołtarzu. On, oczywiście, lokował tam prawosławie, a siłą rzeczy i Rosję, deklarując, że jeśli ma wybrać między prawdą a Chrystusem – wybiera Chrystusa.

Wzruszające. Jednak Miłosz przygważdża rosyjską obłudę cytatem z Nikołaja Bierdiajewa, jednego z największych myślicieli prawosławia: „Rosjanin wytacza Bogu sprawę o jedną łzę dziecka (…) nie może znieść cierpień, nie chce ofiar. Ale nie zrobi nic, żeby łez było mniej (…) robi rewolucję, która cała jest oparta na niezliczonych łzach i cierpieniach”.

Dlatego Olga Tokarczuk ma powody kwalifikować Putina jako „złowieszczego archonta” Ziemi Ulro ze „zniszczoną Ukrainą i koszmarem wojny”.

Z „Ziemią Ulro” jest jak Molierowskim panem Jourdainem. On nie wiedział, że mówi prozą, zaś wielu współczesnych nie zdaje sobie, że żyje na ziemi Ulro.

Odpowiedzą może, że nie ma jej na żadnej mapie, jak radziecki kosmonauta twierdził, że nie ma Boga, bo nie spotkał go w kosmosie. Niech więc uwierzą Miłoszowi, który napisał, że jest „kraina duchowych cierpień, jakie musi znosić człowiek okaleczony”.

Pozostało 93% artykułu
Literatura
"To dla Pani ta cisza" Mario Vargasa Llosy. "Myślę, że powieść jest już skończona"
Literatura
Zbigniew Herbert - poeta-podróżnik na immersyjnej urodzinowej wystawie
Literatura
Nagroda Conrada dla Marii Halber
Literatura
Książka napisana bez oka. Salman Rushdie po zamachu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Literatura
Leszek Szaruga nie żyje. Walczył o godność