Jan Rokita: Konstytucja zasługuje na szlachectwo

Trzeba zabezpieczyć prawo przed jego zatrważającą zmiennością

Aktualizacja: 07.05.2015 07:08 Publikacja: 05.05.2015 21:06

Konflikt Lecha Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem zrujnował etos polskiej polityki – uważa autor

Konflikt Lecha Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem zrujnował etos polskiej polityki – uważa autor

Foto: Fotorzepa

Konstytucja kwietniowa 1997 roku jest obciążona licznymi słabościami. Tylko po części można je zakwalifikować jako „winę" jej niegdysiejszych projektodawców. Z natury rzeczy była to bowiem konstytucja czasu przejściowego, a jej twórcy nie mieli godnych uwagi nowoczesnych wzorców ani – co gorsza – nie stała za nimi tradycja myśli państwowej. Jak na tamte warunki, uchwalili i tak akt nie najgorszy, koncentrując się jednak na kwestii praw i wolności, nie zaś na jakości rządzenia państwem.

Występki przeciw logice ustrojowej

Po okresie komunizmu takie nastawienie było zrozumiałe. Jednak niemal po dwóch dekadach praktyki państwowej luki, zaniechania i błędy konstytucji widoczne są już gołym okiem, a ich wpływ na jakość polskiej państwowości i polityki jest całkiem oczywisty. W uproszczeniu owe luki, zaniechania i błędy można podzielić na trzy kategorie. W pierwszej znajdą się takie, które sprawiają, że państwo jest mniej sprawne i mniej rządne. W drugiej – takie, które utrudniają samonaprawę służb państwowych i usług publicznych. Wreszcie w trzeciej – takie, które utrudniają ochronę standardów życia publicznego, a tych coraz rozpaczliwiej potrzebuje chwiejąca się współczesna demokracja. Tak więc całkowicie nie ma racji prezydent Aleksander Kwaśniewski, przekonując, że myśl o naprawianiu państwa przez zmiany konstytucyjne to nic innego, jak tylko „mieszanie ludziom w głowach".

Gdy idzie o sprawność i rządność państwa, najpoważniejsze ułomności to dwugłowa egzekutywa oraz anarchiczny system tworzenia prawa. Trudno wyobrazić sobie rządne państwo, w którym zainfekowany jest zarówno system prawny, jak i proces rządzenia. Nie trzeba doprawdy wielkiej przenikliwości, aby uświadomić sobie, że jedyna prawdziwa katastrofa polityczna, jaka dotknęła państwo po odzyskaniu niepodległości, stała się możliwa tylko przez wadliwy ustrój egzekutywy. Był to przewlekły i wyniszczający konflikt premiera i prezydenta w latach 2007–2010, który zrujnował etos polskiej polityki, a po tragicznym finale zepchnął parę milionów obywateli do sui generis „politycznego podziemia", gdzie uprawiają oni teraz totalną kontestację własnego państwa.

Taki właśnie finał miewają występki przeciw logice ustrojowej, czyli w tym przypadku skonstruowanie prezydentury z silną legitymacją, ale bez pozytywnej władzy. Niestety, wprowadzenie powszechnych wyborów prezydenckich jest aktem nieodwracalnym. Jedyna możliwa reforma systemu to rządy prezydenckie. W warunkach głęboko zdegenerowanych partii politycznych, do których dobór od lat dokonuje się wedle kryterium selekcji negatywnej, zmiana taka miałaby zapewne rozliczne zalety. Tyle że mowa tu o zasadniczej przebudowie ustroju, która wykraczałaby poza ramy ustrojowej korekty, oznaczając w praktyce akt wprowadzenia nowej konstytucji.

Fundamentalną wadą konstytucji jest to, iż nie buduje ona w zasadzie żadnych zapór przeciwdziałających chaosowi prawnemu. Stan faktyczny jest pod tym względem nie od dziś wyjątkowo godny pożałowania. O symptomach legislacyjnej choroby napisano setki artykułów i analiz; o jej konstytucyjnych przyczynach bardzo niewiele. Do wyjątków należą niegdysiejsze prace firmy Ernst & Young oraz zespołu rzecznika praw obywatelskich za kadencji Janusza Kochanowskiego i Andrzeja Zolla. Nawiasem mówiąc, niełatwo pojąć, dlaczego wbrew wnioskom z ówczesnych własnych analiz Zoll dzisiaj deklaruje się jako przeciwnik nowelizacji konstytucji. Istotą nowożytnej idei konstytucyjnej jest przecież zabezpieczanie wspólnoty politycznej przed zagrażającymi jej rozmaitymi formami degeneracji.

Samowola poprawek poselskich

W dzisiejszych czasach konstytucja, która nawet nie próbuje przeciwdziałać degeneracji prawa, w sposób oczywisty nie odpowiada na wyzwania czasu. Tymczasem trzeba zabezpieczyć prawo przed zatrważającą zmiennością; w tej mierze bardzo interesujący (choć posunięty zbyt daleko) jest przykład węgierskiej reformy, która w najważniejszych segmentach państwa ustanowiła trudne do zmiany tzw. ustawy organiczne.

Obecnie ustawa zasadnicza nie buduje żadnych zapór przeciw chaosowi prawnemu

Trzeba mocno ograniczyć samowolę tzw. poprawek poselskich, walnie przyczyniających się do niespójności systemu prawnego; jednym ze sposobów mogłoby być przyznanie premierowi prawa do żądania od parlamentu uchwalenia bądź odrzucenia niektórych projektów ustaw bez poprawek. Potrzebne jest nadanie konstytucyjnej mocy rządowemu planowi prac legislacyjnych oraz ocenom skutków regulacji tak, aby chronić państwo przed zalewem projektów ad hoc, często wynikających z jakiegoś akurat głośnego „faktu medialnego" albo z potrzeb propagandowych partii rządzącej. Warto też (wzorem Francji) ograniczyć konstytucyjnie materie legislacyjne tak, aby narastająca ilość kwestii czysto technicznych przenieść do rządowych rozporządzeń; na razie bowiem posłowie coraz częściej głosują nad rzeczami, których sensu w ogóle nie rozumieją. Swego czasu Janusz Kochanowski przygotował projekt instytucji Rady Stanu odpowiadającej za jakość prawa i walkę z nadmiarem regulacji. W każdym razie wskazane by było poddać debacie także tę ideę.

Kolejny problem to naprawa takich usług jak publiczna służba zdrowia oraz państwowe szkolnictwo wyższe. Nie nastąpi ona, póki nie zostanie umożliwione ich współfinansowanie przez pacjentów i studentów. Zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku tylko w ten sposób można stworzyć w miarę obiektywne kryteria jakości usług świadczonych przez państwo. Zamiast tego mamy rozbudowane do granic absurdu biurokratyczne procedury ewaluacyjne, których fatalnych skutków na uniwersytetach doświadcza właśnie polska humanistyka. Konstytucja blokuje możliwości naprawy; w przypadku uniwersytetów jednoznacznie, w przypadku służby zdrowia w sposób werbalnie zawoalowany. To oczywiste, że obie kwestie mają charakter mocno ideologiczny i będą przedmiotem sporu politycznego. Ale udawanie, że problem nie istnieje, będzie nieuchronnie prowadzić tylko do pogarszania jakości uniwersytetów i publicznej służby zdrowia. Postępowanie obu tych procesów w okresie rządów koalicji PO-PSL widoczne jest gołym okiem.

Rozerwanie błędnego koła

Ale najpoważniejszym przypadkiem konstytucyjnej blokady możliwości naprawy ważnej służby państwa jest wymiar sprawiedliwości. Ponad dziesięć lat temu profesorowie Andrzej Rzepliński oraz Mirosław Granat firmowali projekt noweli konstytucyjnej, która miała sprawić, iż Krajowa Rada Sądownictwa przestałaby być organem korporacji sędziowskiej, a stanęłaby na straży prawa obywatela do uzyskania sprawiedliwości. Miały w niej zasiadać osoby z autorytetem moralnym spoza korporacji prawniczej, tak aby zerwać z dotychczasową antydemokratyczną praktyką, w której dobór sędziów odbywa się w zamkniętym dla obywateli kręgu korporacyjnej kooptacji.

Ta drobna na pozór nowela radykalnie poprawiłaby sytuację dziś bezradnych obywateli – klientów sądów w systemie wymiaru sprawiedliwości. Zaś nowa KRS powinna się stać realnym organem konstytucyjnym, który inicjowałby i prowadził następne reformy całego systemu. Rozerwanie błędnego koła, jakie ustanowione zostało wraz z samorządowym ustrojem wymiaru sprawiedliwości, stanowi warunek samonaprawy tego kluczowego segmentu państwa.

Wreszcie kwestią konstytucyjną par excellence jest ochrona i podwyższanie standardów życia publicznego. W tej materii konstytucja 1997 roku jest w zasadzie nihilistyczna, albowiem nie nakłada żadnych podwyższonych zobowiązań na klasę wyższych funkcjonariuszy publicznych: polityków, najważniejszych urzędników, sędziów etc.

W efekcie ci, do których winna być stosowana zasada „noblesse oblige", zostali de facto uprawnieni do propagowania najgorszych standardów życia publicznego. Przykład pierwszy z brzegu z ostatniego czasu: oto Naczelny Sąd Administracyjny uznał za tajemnicę państwową informacje na temat limuzyn sędziowskich i kosztów ich eksploatacji. Poinformowano o tym publicznie i... koniec. Owszem, konstytucja formułuje pewne obowiązki zwykłych obywateli (podatki, służba wojskowa, ochrona środowiska), ale nie zawiera nawet tak podstawowej dla etyki życia publicznego normy jak ta, iż sprawowanie wysokich funkcji jest służbą publiczną i z jej tytułu nie można czerpać nieuzasadnionych korzyści. Ustanowienie takiej normy otworzyłoby nową i niezwykle wartościową ścieżkę orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego, który mógłby oceniać różnorakie przepisy z perspektywy ich konsekwencji dla etyki życia publicznego. W ten sposób otwarta zostałaby ustrojowa droga precyzowania standardów służby publicznej, które obecnie – w formie wiążącej – w zasadzie nie istnieją. Z czasem zapewne powstałoby rozległe i bezcenne dla państwa orzecznictwo na ten temat, podobnie jak to się stało w przypadku klauzuli art. 2 konstytucji mówiącej o „demokratycznym państwie prawnym".

Nie ma w konstytucji zakazu konfliktu interesów. Brak również regulacji zobowiązującej ludzi piastujących wysokie funkcje publiczne do zachowania najwyższej staranności w ich działaniu. Także ta kwestia ma swoje niebłahe znaczenie. Jest bowiem utrwaloną zasadą polskiego systemu prawnego, iż legalność podejmowanych przez nas działań ocenia się wedle przeciętnego wymogu tzw. należytej staranności. To dlatego np. zdymisjonowany minister sprawiedliwości może zapewniać, iż nie naruszył prawa.

Kiedyś komunistyczny kodeks cywilny wprowadził jako wyjątek wymóg „najwyższej staranności" dla ochrony własności państwowej. Podobny wyjątek winien w wolnym kraju dotyczyć ludzi władzy, zgodnie z zasadą, iż wszelka władza najpierw zobowiązuje, a potem dopiero uprawnia. Wprowadzenie tego rodzaju normy do konstytucji, a następnie stosowanie jej wprost w rozmaitych postępowaniach, umożliwiłoby w szerszym zakresie ustalanie winy ludzi władzy, także wtedy, gdy przez brak kompetencji, umiejętności lub charakteru dopuścili się szkodliwych dla kraju zaniedbań. Dziś nie można ich ani ukarać, ani nawet skłonić do naprawienia szkód. Tradycja prawa rzymskiego mówi w takich sytuacjach o odpowiedzialności spowodowanej culpa levissima, czyli winą najlżejszą.

Najważniejsze przedsięwzięcie

Wszystko to prowadzi do potrzeby przebudowy jeszcze jednej instytucji konstytucyjnej, jaką jest martwy dzisiaj Trybunał Stanu. W nowoczesnej demokracji racją istnienia takiego politycznego sądu jest właśnie rozpatrywanie przypadków łamania standardów przez ludzi władzy. W skrajnych przypadkach Trybunał winien mieć moc pozbawienia funkcjonariusza publicznego jego urzędu. W innych – mógłby orzekać rozmaite kary honorowe, tudzież zobowiązywać do naprawienia wyrządzonych szkód. Rzecz jasna, taki Trybunał, który stałby się „sądem standardów", musiałby zostać oderwany od aktualnej większości sejmowej, co teraz paraliżuje jego możliwości działania.

„Uszlachetnienie demokracji" – jak to określił niegdyś jeden z uczniów wielkiego Leo Straussa – jest, kto wie, czy nie najważniejszym przedsięwzięciem, jakie możemy podjąć wobec narastającej w całej Europie nieufności wobec instytucji demokratycznych. Nie dokona się ono bez takich zmian, które można by nazwać uszlachetnieniem konstytucji.

Konstytucja kwietniowa 1997 roku jest obciążona licznymi słabościami. Tylko po części można je zakwalifikować jako „winę" jej niegdysiejszych projektodawców. Z natury rzeczy była to bowiem konstytucja czasu przejściowego, a jej twórcy nie mieli godnych uwagi nowoczesnych wzorców ani – co gorsza – nie stała za nimi tradycja myśli państwowej. Jak na tamte warunki, uchwalili i tak akt nie najgorszy, koncentrując się jednak na kwestii praw i wolności, nie zaś na jakości rządzenia państwem.

Pozostało 95% artykułu
Kraj
Zmęczony, pijany czy agresywny? Kulisy zatrzymania ukraińskiego boksera i jego znajomego
Kraj
Policja pukała w nocy do mieszkańców Żagania. "Prosimy o ewakuację"
Kraj
Zamknięte mosty na granicy z Czechami. Głuchołazy, Malerzowice Wielkie
Kraj
Prof. Zbigniew Lew-Starowicz nie żyje
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Kraj
Zuzanna Dąbrowska: Poprawka z religii dla Episkopatu