Bogusław Chrabota: Śmigłowce Aleksandra Łukaszenki zadrwiły z NATO

Nikt nie wierzy w przypadek. Jedyne, co zastanawia, to czy prowokacja jest elementem szerszej strategii, czy wynika z chwilowego kaprysu dyktatora.

Publikacja: 03.08.2023 03:00

Aleksandr Łukaszenko

Aleksandr Łukaszenko

Foto: Bloomberg

Co ma wspólnego rosyjska rakieta balistyczna z białoruskim helikopterem wojskowym? Jak się okazuje – sporo. Nie tylko kraj producenta. Również to, że i jedno, i drugie potrafi być niezauważone przez polskie systemy bezpieczeństwa. I to na różne sposoby. O ile rakieta spod Bydgoszczy była widziana, ale „się zgubiła” na długie miesiące, o tyle śmigłowce Łukaszenki nad Białowieżą zauważyli przygodni obserwatorzy, a nie polskie czy NATO-wskie służby.

W jako tako szczelnym systemie obrony polskiego nieba po wejściu obcych jednostek w polską przestrzeń powietrzną powinno się je błyskawicznie namierzyć, zmusić do zmiany kierunku lotu bądź do lądowania. Z baz powinny startować myśliwce, a radary monitorować intruza. Nic takiego, o ile opinii publicznej wiadomo, się nie wydarzyło.

Czytaj więcej

Śmigłowce w polskiej przestrzeni powietrznej. "Moskwa pcha Białoruś do eskalacji z Polską"

Śmigłowce wleciały 5 km w głąb Polski, przez jakiś czas buszowały po naszym niebie, a potem nie niepokojone wróciły na Białoruś. Czy wydarzyła się jakaś tragedia? Z pewnością nie. Poza tym, że na wschodzie mamy pełnowymiarową rosyjską agresję, na Białorusi kompletnie nieprzewidywalne oddziały wagnerowców, a Łukaszenko świadomie uczestniczy w wojnie hybrydowej z sojusznikami Ukrainy. Znów zawiodła komunikacja ze strony MON; najpierw informacji o incydencie zaprzeczono, potem ją potwierdzono. Bałagan? A może dużo gorzej, czyli próba zakłamywania prawdy. Minister Mariusz Błaszczak winien to wyjaśnić.

Nie wiadomo, jaka była przyczyna bez wątpienia świadomej – tak twierdzą eksperci – decyzji o wejściu obcych jednostek w polską przestrzeń powietrzną. Ślady prowadzą do samego Łukaszenki, który przebywał tego dnia przy polskiej granicy, a helikoptery mogły stanowić jego straż. Nikt nie wierzy w przypadek. Jedyne, co zastanawia, to czy prowokacja jest elementem szerszej strategii, czy wynika z chwilowego kaprysu dyktatora. W pierwszym wariancie chodziłoby o sprawdzenie polskich systemów monitoringu obszarów przygranicznych, potęgowanie psychozy zagrożenia albo kreowanie konfliktu po stronie NATO. W drugim – testowanie granicy cierpliwości nielubianego sąsiada.

Jest jeszcze jedna hipoteza – że rajd śmigłowców jest zapowiedzią jakiejś prowokacji, która zaogniłaby sytuację na wschodniej granicy NATO i zmusiła Rosję do reakcji. Czy mogłoby nią być „przypadkowe” zestrzelenie białoruskiego śmigłowca lub samolotu? Nie można tego wykluczyć.

Czytaj więcej

Rośnie napięcie na granicy z Białorusią

A lekcje z tego incydentu? Po pierwsze, pozujący na mocarza i mediatora Łukaszenko tanim sposobem obnażył słabość NATO. Bo cóż to za militarny sojusz, po którego niebie mogą spokojnie wędrować obce helikoptery wojskowe. Po drugie, mamy dowód na to, w jaki rodzaj uzbrojenia trzeba inwestować. Są to systemy monitoringu i obrony polskiego nieba. Po trzecie, potrzeba więcej interakcji i współpracy z NATO, także poprzez relokację natowskiego sprzętu na naszą wschodnią granicę.

W krótkim dystansie nie wystarczą nam nasze zasoby obronnościowe i muszą nas dozbroić sojusznicy. Koniec więc z tromtadracją. Uszy po sobie i pełna lojalność wobec międzynarodowych partnerów z NATO, choćby to była Bundeswehra. Ale czy PiS to potrafi? Przecież oni nieustannie wstają z kolan. Dlaczego po incydencie nad Białowieżą miałoby być inaczej.

Co ma wspólnego rosyjska rakieta balistyczna z białoruskim helikopterem wojskowym? Jak się okazuje – sporo. Nie tylko kraj producenta. Również to, że i jedno, i drugie potrafi być niezauważone przez polskie systemy bezpieczeństwa. I to na różne sposoby. O ile rakieta spod Bydgoszczy była widziana, ale „się zgubiła” na długie miesiące, o tyle śmigłowce Łukaszenki nad Białowieżą zauważyli przygodni obserwatorzy, a nie polskie czy NATO-wskie służby.

Pozostało 87% artykułu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: A co, jeśli skan tęczówki wpadnie w oko przestępcom?
Komentarze
Michał Płociński: Donald Tusk może gorzko pożałować swojego uspokajania ws. powodzi
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Komisja bez politycznej mocy. Nie rząd, lecz znowu sekretariat Europy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Wypadek na Trasie Łazienkowskiej, wypadek na A1, czyli zgubne skutki „trybu Boga”
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Powódź 2024. Fundusz Sprawiedliwości i wozy strażackie, czyli czego nie rozumie Suwerenna Polska