Joanna Ćwiek: Samo „trumienkowe” to za mało

Program „Za życiem” szwankuje. Państwo nie poświęca dość uwagi rodzinom, w których rodzi się ciężko chore, skazane na rychłą śmierć dziecko.

Publikacja: 31.07.2023 03:00

Joanna Ćwiek: Samo „trumienkowe” to za mało

Foto: stock.adobe.com

Choć czasami ciążę nazywa się stanem błogosławionym, nie jest to najlepsze określenie okresu, w którym zmienia się nie tylko ciało kobiety, ale też sposób postrzegania świata. Kobiety w ciąży są pełne lęku – martwią się, czy dziecko urodzi się zdrowe, we właściwym czasie, czy nie będzie wymagało rehabilitacji, czy na wszystko wystarczy pieniędzy.

Łatwo się domyślić, że lęki te rosną do niebotycznych rozmiarów, jeśli badania pokażą, że mające się urodzić dziecko obarczone jest ciężką, nieodwracalną, a czasami wręcz letalną wadą. I nie chodzi tylko o zespół Downa, ale o dzieci np. z bezmózgowiem, agenezją nerek, zespołem Edwardsa czy Pataua. Taka diagnoza to wyrok – śmierć dziecka w kilka minut, godzin czy dni od narodzenia.

Kompromis aborcyjny zakładał, że jeśli stwierdzono nieodwracalną wadę płodu, kobieta mogła zdecydować się na terminację ciąży. Wyrok TK z października 2020 r. jej tę możliwość odebrał. Teraz wszystkie kobiety w takiej sytuacji muszą urodzić ciężko chore dziecko i patrzeć, jak cierpi i umiera. 

Czytaj więcej

„Za życiem” w poślizgu. NIK znów krytykuje wykonanie programu dla rodzin z ciężko chorym dzieckiem

Rodziny miały z tymi koszmarnymi doświadczeniami nie zostawać same – program „Za życiem” miał zapewniać im m.in. wsparcie psychologa, asystenta rodziny, dać łatwiejszy dostęp do leczenia i rehabilitacji. Ale jak pokazuje raport NIK, mogą liczyć wyłącznie na wsparcie finansowe w wysokości 4 tys. zł świadczenia określanego przerażającym słowem „trumienkowe”. Na co mają wystarczyć te pieniądze? Przecież ani na leczenie, ani na ukojenie bólu rodziców, którzy stracili dziecko.

Zamiast tego policja, prokuratura i politycy chętnie angażują się w śledzenie kobiet, które zdecydowały się przerwać ciążę albo poroniły. Matek płaczących nad łóżeczkami i grobami swoich dzieci wygodniej jest nie dostrzegać.

Choć czasami ciążę nazywa się stanem błogosławionym, nie jest to najlepsze określenie okresu, w którym zmienia się nie tylko ciało kobiety, ale też sposób postrzegania świata. Kobiety w ciąży są pełne lęku – martwią się, czy dziecko urodzi się zdrowe, we właściwym czasie, czy nie będzie wymagało rehabilitacji, czy na wszystko wystarczy pieniędzy.

Łatwo się domyślić, że lęki te rosną do niebotycznych rozmiarów, jeśli badania pokażą, że mające się urodzić dziecko obarczone jest ciężką, nieodwracalną, a czasami wręcz letalną wadą. I nie chodzi tylko o zespół Downa, ale o dzieci np. z bezmózgowiem, agenezją nerek, zespołem Edwardsa czy Pataua. Taka diagnoza to wyrok – śmierć dziecka w kilka minut, godzin czy dni od narodzenia.

Komentarze
Michał Szułdrzyński: A co, jeśli skan tęczówki wpadnie w oko przestępcom?
Komentarze
Michał Płociński: Donald Tusk może gorzko pożałować swojego uspokajania ws. powodzi
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Komisja bez politycznej mocy. Nie rząd, lecz znowu sekretariat Europy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Wypadek na Trasie Łazienkowskiej, wypadek na A1, czyli zgubne skutki „trybu Boga”
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Powódź 2024. Fundusz Sprawiedliwości i wozy strażackie, czyli czego nie rozumie Suwerenna Polska