W krajach Europy Zachodniej taka dyskusja trwa od miesięcy, bo okazało się, że połączony nadzór finansowy (kontrolujący banki, ubezpieczycieli i domy maklerskie) nie zdał egzaminu w czasie kryzysu.
– Koncept zintegrowanego nadzoru powstał w połowie lat 90. ubiegłego stulecia, kiedy pojawiła się moda na konglomeraty finansowe, ale ich już nie będzie. Co więc dziś może robić zintegrowany nadzór? Zbiera dane, przygotowuje analizy. A jakie ma narzędzia w ręku? Może nałożyć karę, nakazać bankowi coś zrobić. Jak są dobre czasy, to to wystarczy, ale jak się dzieje źle, to ktoś musi dostarczyć bankom płynność, a tego nie zrobi nadzór, bo nie może – mówi „Rz” Cezary Stypułkowski, prezes BRE Banku.
Dlatego, jego zdaniem, wyciąganie nadzoru, nie tylko w Polsce, z banku centralnego, to był błąd, który teraz jest naprawiany przez tworzenie w Europie dodatkowych urzędów, komisji i komitetów. Bo to bank centralny w razie potrzeby może być źródłem płynności dla banków. – W moim przekonaniu naturalnym miejscem dla nadzoru bankowego jest więc bank centralny – podkreśla Stypułkowski. Bankowcy uważają, że Komisja Nadzoru Finansowego ma mniej narzędzi do sprawowania skutecznej kontroli i zapewnienia bezpieczeństwa sektora bankowego niż Narodowy Bank Polski.
– Bank centralny ma więcej narzędzi technicznych umożliwiających komunikację z bankami i analizę danych sprawozdawczych – dodaje Krzysztof Kalicki, prezes Deutsche Banku.
Na początku 2008 roku nadzór nad bankami przejęła KNF kierowana przez Stanisława Kluzę. Wcześniej podlegał on NBP. Zmiana wywołała liczne kontrowersje. Wojciech Kwaśniak, były szef Generalnego Inspektoratu Nadzoru Bankowego, a obecnie doradca prezesa NBP, zapowiada możliwe zmiany.