Przy szalejącej pandemii i napiętej sytuacji za wschodnią granicą trudno twardo prognozować, co może wydarzyć się na rynku mieszkaniowym po niezwykłym 2021 r. – przyznali eksperci JLL. W scenariuszu zakładającym brak turbulencji można przypuszczać, że w ujęciu ilościowym sprzedaż mieszkań w sześciu największych aglomeracjach będzie niższa, ale nie należy się spodziewać korekty cen.
Czytaj więcej
W największych miastach mieszkania zdrożały w ciągu roku nawet o 18 proc. – wynika z najnowszego raportu Metrohouse i Gold Finance.
W IV kwartale ub.r. deweloperzy w sześciu największych aglomeracjach sprzedali nabywcom indywidualnym około 15 tys. mieszkań – wynika z szacunków JLL. To tyle samo, co w III kwartale. Mieliśmy więc kontynuację spowolnienia po wcześniejszych dwóch kwartałach absolutnie rekordowej sprzedaży, kiedy Polacy zawarli po 19,5 tys. umów.
W całym 2021 r. sprzedaż sięgnęła 69 tys. lokali, co jest drugim w historii wynikiem po rekordzie w 2017 r. Bez precedensu była za to – napędzona wzrostem cen – wartość sprzedanych lokali, aż 38,5 mld zł.
2021 r. to era rekordowo niskich stóp procentowych i najtańszych w historii kredytów. To również prawdopodobnie największe zakupy inwestycyjne – nabycie mieszkania, niekoniecznie z myślą o najmie, traktowane było jako forma ochrony oszczędności przed inflacją. Do tego dochodzili inwestorzy grający na wzrost cen w krótkim terminie. Eksperci JLL wskazują, że rosnące stopy procentowe będą się przekładać na pogorszenie zdolności kredytowej części klientów, a rządowy program gwarantowanego wkładu własnego nie będzie miał znaczącego przełożenia na popyt. Możliwości tej grupy będą się zatem kurczyć. Co z zakupami inwestycyjnymi, czy ściślej tezauryzacyjnymi? Wysoka inflacja dalej będzie skłaniać do przenoszenia oszczędności na rynek nieruchomości – o ile będzie przekonanie, że lokale będą trzymać wartość. Dlaczego spadek cen jest według JLL mało prawdopodobny?