Przedstawiciele branży oceniają, że gdyby nie druga fala koronawirusa, może dałoby się odrobić straty z wiosennego lockdownu pomimo nagonki na wesela, przedstawiane do niedawna jako główne źródło zakażeń Covid-19. Katarzyna Gajek zaznacza, że nagonka nie miała pokrycia w faktach, skoro według danych głównego inspektora sanitarnego ok. 2 proc. zakażeń wiązano z weselami.
Mocno nagłaśniane w mediach przypadki zakażeń wykryto na niespełna stu imprezach – przy kilkudziesięciu tysiącach wesel. Dokładnych statystyk nie ma, ale ich liczbę można szacować na podstawie danych o zawartych małżeństwach. Z 4 tys. w maju, w czerwcu ich liczba skoczyła do 15 tys., a w lipcu – do 18 tys. Danych za sierpień jeszcze nie ma, ale – jak szacują branżowe organizacje – sierpień i wrzesień były rekordowe.
Jak dzielić pomoc
Zdaniem Agnieszki Winnickiej tegoroczny sezon ślubny trwałby do końca roku (sporo imprez planowano jeszcze w listopadzie i grudniu), gdyby nie ograniczenia. Teraz jest już pewne, że rynek ślubny – wyceniany na 8 mld zł rocznie – skurczy się w tym roku nawet o połowę. I nie wiadomo, czy odbije w przyszłym roku. Jak przypomina Winnicka, wesela organizuje się z 1–2-letnim wyprzedzeniem. Jeśli więc rząd je odblokuje, trudno liczyć na szybkie ożywienie w branży. W dodatku usługi to nie produkcja – nawet przy dużym wzroście zamówień nie da się znacząco zwiększyć skali biznesu.
Jak szacują przedstawiciele branży, największe straty poniosą właściciele obiektów weselnych, którzy mają wysokie stałe koszty. Bez rządowej pomocy się nie obejdzie, choć będzie to wyzwaniem; pomoc ma być przyznawana na podstawie klasyfikacji PKD, a w branży ślubnej działają firmy z kilkudziesięcioma różnymi PKD: od cukierni, przez agencje eventowe, po fotografów. Część firm ma też kilka PKD. – Dlatego proponujemy, by firmy ubiegające się o wsparcie składały oświadczenia, że działają głównie w branży ślubnej – wyjaśnia Winnicka.
Opinia dla „rz"
Robert Pieczyński, Polskie Stowarzyszenie Wedding Plannerów
Obecnie największym zagrożeniem jest niepewność i zły klimat wokół wesel. O ile pierwszy lockdown branża zniosła całkiem nieźle, pomimo 30–40-proc. spadku przychodów, o tyle drugiego wiele firm może nie przetrwać. Co więcej, zamykanie branży bez żadnych wytycznych, na jakich warunkach będzie można ją odblokować, będzie rzutowało na kolejny sezon. Już widzimy, że pary młode wstrzymują się z podpisywaniem umów na 2021 r. To oznacza miliardowe straty dla gospodarki, gdyż branża ślubna to nie tylko śluby i wesela, ale także szacowany na ok. 3,5 mld zł tzw. after market, czyli inwestycje i wydatki młodych par z weselnych kopert. Bez wesel tych wydatków nie będzie.