Łomża, Katowice, Wrocław, Białystok, Zielona Góra, Warszawa, a w środę Poznań dołączyły do protestów branży ślubnej, które od początku lutego rozkręcają się już nie tylko w mediach społecznościowych, ale także przed biurami posłów PiS w kolejnych miastach. Wprawdzie część przedsiębiorców z branży ślubnej korzysta z tarcz PFR, zwłaszcza tej najnowszej dla małych i średnich firm, ale to za mało w sytuacji, gdy wiele z nich straciło wskutek obostrzeń związanych z Covid-19 większość przychodów. W rezultacie wartość rynku usług ślubnych wycenianego jeszcze w 2019 r. na 8 mld zł mogła się skurczyć w zeszłym roku o ok. 40 proc.
Rząd nie uratuje
– Nie chcemy wsparcia, chcemy móc pracować. Chcemy pracować i godnie żyć – to hasła, które powtarzają się na transparentach uczestników protestów przeciw utrzymywanemu od ponad trzech miesięcy zamrożeniu branży weselnej. W liście otwartym z postulatami przypominają, że ten rynek to nie tylko sale weselne, wedding planerzy, zespoły muzyczne, didżeje i fotografowie. To także setki innych biznesów, w tym hotele, fryzjerzy, makijażystki, dekoratorzy, kwiaciarnie, zakłady sukien ślubnych i garniturów, cukiernie, firmy eventowe czy hurtownie spożywcze.
Jak zaznacza Marcin Zalasiński, koordynator protestu w Warszawie, który prowadzi firmę zajmującą się oprawą muzyczną imprez, w zeszłym roku wiele przedsiębiorstw z tej branży straciło nawet połowę zleceń, podczas gdy stale muszą ponosić koszty leasingu i obsługi kredytów. Chociaż ze statystyk GUS wynika, że liczba zawieranych małżeństw nie spadła w 2020 r. dramatycznie (o ok. 21 proc. wobec 2019 r.), ale rzadziej towarzyszyły im wesela. Z kolei te, które się odbyły, były często dużo mniejsze niż planowane, do czego przyczyniła się antyweselna nagonka w mediach.
– Wiele imprez było organizowanych na granicy opłacalności. Jeśli w tym roku sytuacja się powtórzy, to nic, nawet kolejne rządowe wsparcie, nas nie uratuje – twierdzi Anna Łapińska, która wraz z siostrą Agnieszką Bujnowską prowadzi dom weselny w Łomży. To one, na początku lutego, zainicjowały akcję protestacyjną obejmującą dzisiaj coraz więcej miast. Prowadzona przez nie firma straciła w zeszłym roku ok. 70 proc. przychodów i choć korzysta z tarczy PFR, to wsparcie wystarcza na utrzymanie pracowników.