Rzeczposolita: Postać Adolfa Hitlera zaczyna się coraz częściej pojawiać w niemieckiej popkulturze, najczęściej w kontekście satyrycznym, ale nie tylko. Czy kultura popularna może wybielić zbrodniarza?
Robert Ziębiński: W przypadku Adolfa Hitlera nie ma filmów, które wysyłałyby do odbiorców jasny przekaz: on był dobrym człowiekiem. To na pewno nie jest proces jego wybielania. Popatrzmy na to, co się dzieje wokół gry „Wolfenstein II: The New Colossus" – tam pozbawiono go wąsów, zmieniono rysy twarzy, żeby broń Boże nikt nie pomyślał, że ktoś gloryfikuje Hitlera. Natomiast postacią, która na pewno została wybielona przez popkulturę, jest Che Guevara. To przez zrobienie z niego bojownika o ideały i pominięcie wszystkich zbrodni, jakich się dopuszczał. Dopiero od kilku lat mówi się oficjalnie o tym, że był mordercą. Co nie zmienia faktu, że koszulki z jego podobizną wciąż są namiętnie produkowane. Także film Stevena Soderbergha tylko subtelnie zaznacza element jego zbrodniczej działalności.
Dlaczego twórcy, często poprzez komedię, sięgają po takie postaci?
Quentin Tarantino w „Bękartach wojny" chciał z jednej strony zażartować z nazistów, a z drugiej, jak określiło to środowisko żydowskie, zemścić się w filmowy sposób na Hitlerze. Pamiętajmy, że każda forma kpiny czy żartu z czegoś traumatycznego jest także formą radzenia sobie z tym ciężarem. Część komedii z Hitlerem, które pojawiają się od kilkudziesięciu lat, jest oparta na prostym chwycie marketingowo-skandalizującym.
W jakich obszarach popkultury oprócz filmów i gier komputerowych występują takie postaci, jak Hitler czy Che Guevara?