Najwyższa Izba Kontroli co roku bada wykonanie budżetu państwa, w tym Kancelarii Prezydenta. „Rzeczpospolita" dotarła do sprawozdania za rok 2015. Kończy się oceną pozytywną. Izba „nie stwierdziła niecelowego lub niegospodarnego wydatkowania środków publicznych". Pochwaliła szefa Kancelarii Prezydenta za to, że „rzetelnie (...) sprawował nadzór i kontrolę nad wykonywaniem budżetu".
Problem w tym, że zupełne inne wnioski płynęły z raportu otwarcia, który przedstawiła ekipa nowego prezydenta Andrzeja Dudy. Zdaniem polityków PO i byłych współpracowników Bronisława Komorowskiego dokument urzędującego prezydenta Dudy był stronniczy, a dowodem tego są wyniki kontroli NIK. – Nie spodziewałem się innej oceny Izby, bo pracowaliśmy oszczędnie. Raport otwarcia to była polityczna hucpa – mówi „Rzeczpospolitej" Jacek Michałowski, były szef kancelarii Komorowskiego.
Rozbieżne wnioski
Kancelaria Dudy przedstawiła raport otwarcia w listopadzie 2015 roku. Zarzuty dotyczyły m.in. niepotrzebnej utylizacji wyposażenia prezydenckiej willi w Klarysewie. Nowa ekipa zarzucała też poprzednikom, że zgubili zestaw mobilny niejawnego systemu łączności CATEL, a z Pałacu Prezydenckiego zniknęło kilka obrazów, m.in. „Gęsiarka" i „Bydło na pastwisku".
Do tych spraw raport NIK się nie odnosi. Kontrolerzy skupili się na finansach Kancelarii Prezydenta. One także zostały prześwietlone w raporcie otwarcia. Jednak autorzy obu opracowań doszli do różnych wniosków.
Jakich? Główny zarzut z raportu otwarcia brzmiał, że 6 sierpnia, czyli w dniu zmiany lokatora Pałacu Prezydenckiego, środki z planu finansowego na wynagrodzenia osobowe były już zaangażowane na poziomie 99,6 proc. Miało to wiązać się z tym, że przed zakończeniem urzędowania Komorowskiego kancelaria masowo wypłacała nagrody, a także ponownie zatrudniała osoby, które pracowały w sztabie.