Masowe zatrucia dopalaczami postawiły na nogi wszystkie służby. Resorty edukacji, zdrowia i spraw wewnętrznych zapowiedziały kampanie ostrzegawcze i intensyfikację walki z branżą dopalaczową.
Eksperci uważają, że nadejście takiej fali zatruć jak na Śląsku było kwestią czasu, bo rząd po akcji z 2010 r. i zamknięciu 1,4 tys. sklepów z dopalaczami odpuścił, pozwalając branży rozwinąć skrzydła.
– Trzeba radykalnie zmienić prawo i stworzyć jedną instytucję zajmującą się problemami uzależnień. A nie planować profilaktykę dopiero wtedy, kiedy ludzie zaczynają umierać – mówi prof. Mariusz Jędrzejko, specjalista ds. uzależnień i autor pojęcia „dopalacze".
W całym ubiegłym roku zatruło się nimi 2,5 tys. osób, a do maja obecnego – już 2,2 tys. Eksperci uważają, że państwo nie zareagowało stosownie do zagrożenia. Wytykają brak kampanii społecznych, które „biłyby po oczach", i zbyt niskie kary za handel dopalaczami. Oraz to, że dopiero 1 lipca tego roku państwo rozszerzyło listę substancji zakazanych o 114 związków stosowanych w dopalaczach (są od teraz traktowane jak narkotyki).
W poniedziałek szefowa MSW Teresa Piotrowska przekonywała, że państwo działa, i na dowód przypominała m.in. program „Profilaktyka a Ty". Obiecała jego rozszerzenie. Z kolei np. stołeczna policja zapowiada, że od września w szkołach będzie wyświetlać film (już gotowy), na którym sami młodzi ludzie mówią, dlaczego sięgnęli po dopalacze, i ostrzegają przed ich skutkami.
Komendant główny policji Krzysztof Gajewski przypominał zaś, że funkcjonariusze tylko w tym roku skonfiskowali już 80 tys. porcji dopalaczy.
Eksperci zgadzają się, że profilaktyka jest ważna, ale podpowiadają, że potrzeba specjalnych działań.