Incydent wydarzył się w 2009 roku, w czasach świetności Thai Airways, a dochodzenie i przewód sądowy zmienił się w prawdziwą batalię. Ostatecznie jednak Wallop Bhukkanasut przepracował w Thai Airways najkrótszą kadencję w historii przewoźnika. Został wybrany w kwietniu 2009, a do rezygnacji, właśnie z powodu bagażowego incydentu, zmuszony został w grudniu tego samego roku. Teraz, po upływie 10 lat od tego czasu sąd w Bangkoku wydał wyrok skazujący w tej sprawie uznając, że Wallop złamał prawo antykorupcyjne. Jego wina polegała na wykorzystaniu swojej pozycję dla korzyści do których nie miał prawa.
Czytaj także: Otyłe kobiety wyrzucone z klasy biznes. „To było poniżające”
14 listopada 2009 Wallop wracał z Tokio razem z żoną. Oboje mieli bilety I klasy na rejs Thai Airways TG 677 do Bangkoku. Razem z przelotem prezesowi i żonie przysługiwało prawo do przewiezienia bezpłatnie 120 kg bagażu rejestrowanego. Tyle, że ich bagaż ważył 380 kg, o 260 kg za dużo, za które powinien zapłacić ok 2600 dol. Ówczesny prezes jednak zdecydował, że płacić nie będzie i polecił obsłudze naziemnej swojej linii wpisanie zaniżonej wagi. Odleciał nie płacąc.
Informacje o wybryku prezesa szybko się jednak rozeszły po firmie i dotarły do związków zawodowych, które zażądały rezygnacji prezesa. Związkowcy wezwali wszystkich do protestów i w niektóre dni pracownicy naziemni Thaia mieli polecenie ubierania się na czarno, aby w ten sposób wyrazić swoje oburzenie.
Wallop się bronił. Tłumaczył się, że jego bagaż był taki ciężki, ponieważ w walizkach miał owoce, które wiózł na ofiary do buddyjskich świątyń. Nie uznano tego tłumaczenia za wystarczające i rada nadzorcza nakazała mu zwrot pieniędzy. Wtedy zrezygnował ze stanowiska, ale nie zapłacił.