Dzisiaj do Tel Awiwu można dostać się wybierając izraelskie linie lotnicze, dwóch przewoźników z Rosji oraz dubajskie Emirates i flydubai. Reszta linii obsługujących ten kierunek albo przesuwa powrót do Izraela co tydzień o tydzień ( Grupa Lufthansy), albo jak Air Baltic zawiesza operacje do końca roku, bądź tak jak LOT informuje, że nie będzie obsługiwał tego kierunku do odwołania.
Zrobiło się bardzo drogo
Inni przewoźnicy z zimną krwią wykorzystują ograniczoną podaż. Za podróż Emirates z Warszawy do Tel Awiwu z przesiadką w Dubaju w przyszłym tygodniu zapłacimy ponad 12,7 tys. złotych. Przed atakiem Hamasu , LOTem można tam było się dostać za jedną dziesiąta tej ceny. Zresztą dla polskiego przewoźnika konieczność rezygnacji z operowania do tego kraju jest bardzo bolesna. Izrael był jednym z tych krajów, który dostarczał LOTowi pasażerów tranzytowych, którzy podróżowali najczęściej dalej do Stanów Zjednoczonych i Kanady. Nowy konflikt ( na razie dość ograniczony) również godzi w jeden z pomysłów ze strategii rozwoju siatki na Bliskim Wschodzie (np. potencjalne otwarcie połączeń z Ammanem). Chociaż, jak na razie samoloty latające z Warszawy do Bejrutu, czy Kairu, czyli w miejsca bliskie konfliktu, są praktycznie pełne.
Kłopoty z rozkładem
Przed wybuchem konfliktu rynek izraelski był jednym z najszybciej odbudowujących się. A lotnisko Ben Guriona w Tel Awiwie przyjmowało ponad 30. zagranicznych linii lotniczych oferujących ponad 50 kierunków. Wśród linii obsługujących Tel Awiw były nie tylko ważne linie europejskie, ale także amerykańskie United, American i Delta.