Zwycięzca walki o ciężką pracę za około 1000 euro miesięcznie na rękę wyłoniony zostanie po serii pięciu egzaminów.
Od 2009 roku, gdy kryzys finansowy dotknął Italii, bezrobocie wzrosło dwukrotnie – do 13 procent. Tyle że na południu zależnie od regionu potrafi być dwa, a nawet trzy razy wyższe. Na problem nakładają się niewyobrażalne gdzie indziej prawa pracownicze wywalczone przez związki zawodowe w latach 70., które powodują, że etatowego pracownika nie sposób zwolnić. Stąd pracodawcy boją się zatrudniać na stały kontrakt. Ten jest dziś w Italii marzeniem ściętej głowy.
Dlatego gdy w Vicenzy (na północy kraju) ogłoszono konkurs na etatowego pielęgniarza, z całych Włoch zjechało się aż tylu chętnych. Naturalnie sprawa wywołała medialną sensację, ale jak się okazuje, do podobnych sytuacji dochodzi coraz częściej. Jeden z kandydatów wyznał telewizji RAI, że kilka miesięcy wcześniej brał udział w podobnym konkursie na jedno miejsce, a chętnych było blisko 10 tysięcy.
O głodzie etatowej pracy jeszcze lepiej świadczy inny konkurs sprzed dwóch lat w Ascoli Piceno w środkowych Włoszech, gdzie 1632 osoby walczyły o jedno miejsce pracy w charakterze śmieciarza (choć dziś zgodnie z językową poprawnością polityczną śmieciarz to „operator ochrony środowiska").
I choć warunkiem było zaledwie ukończenie gimnazjum (bez matury), wśród kandydatów znalazło się bardzo wiele osób po wyższych studiach, a nawet jedna z doktoratem. Preselekcyjny egzamin na śmieciarza miał charakter testu, w którym trzeba było zaznaczyć jedną z czterech podanych odpowiedzi, ale dotyczył „kultury ogólnej i osobistej", co oczywiście wywołało kpiny, że aby dostąpić zaszczytu sprzątania Ascoli Piceno, trzeba znać savoir-vivre i Prousta.