Natascha Kampusch miała dziesięć lat, gdy została uprowadzona w Wiedniu. Był 2 marca 1998 roku. Dziewczynka pierwszy raz ubłagała wtedy mamę, by mogła pójść do szkoły sama.
„Tego ranka postanowiłam, że spróbuję być silna i że będzie to pierwszy dzień mojego nowego życia“ – napisała w autobiografii, która w środę trafi na półki europejskich księgarń. Wspomina, że tamtego dnia obraziła się na mamę i nawet nie dała jej buziaka na do widzenia.
Zakazał płakać
Pod szkołą spotkała Wolfganga Priklopila, który siłą wciągnął ją do samochodu, a potem przez osiem lat więził w bunkrze w swoim domu.
“Bił mnie nawet 200 razy w tygodniu. Kazał spać ze sobą w łóżku i przyczepiał mnie do siebie plastikowymi kajdankami” – opisuje. Kilka razy połamał jej kości. Bił pięściami po głowie. Gdy płakała, wsadzał jej głowę pod wodę i dusił. “Zakazał mi płakać” – wspomina. Gdy chciała wstać, usiąść lub coś powiedzieć, musiała pytać o pozwolenie.
Półnagiej kazał sprzątać dom i nazywał swoją niewolnicą. Sam kazał mówić do siebie “Panie” lub “Mistrzu”. Priklopil kazał jej też ogolić głowę na łyso, by jej włosy nie spadały na podłogę w jego domu. Sam mył ją wieczorem w zlewie. Natascha bała się rozebrać, ale – jak pisze – on nie zwracał na to uwagi. Mył ją, jakby była samochodem.