- Chcemy, by to był najbardziej efektywny hotel na świecie i dlatego planujemy, że 90 proc. naszej obsługi będą stanowiły roboty – mówił latem 2015 roku właściciel „Henn na" („Dziwacznego hotelu") Hideo Sawada.
Po trzech i pół roku postanowiono zwolnić połowę robotów, gdyż nie nadawały się do wykonywania powierzonych im zadań.
Choć problemy pojawiały się od samego początku. „Hello – powiedziałem. (Robot) gapił się ponad moją głową, jego ramię było wyciągnięte, ale nieruchome. - Chciałbym się zameldować! – zawołałem, zaczynając wątpić czy roboty są aktywowane głosem. Z prawej strony (recepcji) otworzyły się drzwi i wyszedł z nich zwykły człowiek w czarnym t-shircie. – Meldowanie zaczyna się o trzeciej po południu – powiedział i zamknął drzwi" – tak początek swojego pobytu w hotelu opisał w sierpniu 2015 roku korespondent brytyjskiego „Guardiana".
W recepcji hotelu pracowały dwa roboty-dinozaury. Ale ponieważ nie umiały kopiować paszportów gości (co jest konieczne do zameldowania), musiał im pomagać recepcjonista-człowiek. Roboty noszące bagaż za gośćmi mogły go dostarczać tylko do 24 pokojów, gdy tymczasem hotel ma ich 100. W dodatku „hotelowi boje" nie mogli pracować w deszcz ani śnieg, bo przemakały im kabelki.
W samych pokojach gości próbowały obsługiwać roboty Chu ri-chan, ale nie potrafiły wskazać żadnych miejsc, wartych zwiedzania, gdy tymczasem robił to na przykład Google Assistant – aplikacja telefoniczna. Za to Chu ri-chan potrafił po godzinnym milczeniu nagle głośno odezwać się, strasząc gości.