Trzeba więc starannie posługiwać się tym narzędziem.
Pisałem już w czasie epidemii, że kiedy sądy pracują na pół gwizdka, a sytuacja na rynku jest niepewna, przedsiębiorcy powinni pomyśleć o ugodowych formach rozwiązywania sporów. Tu się skupię na jednej z nich: zawezwaniu do próby ugodowej.
Czytaj też: Zawezwanie do próby ugodowej: przełomowe stanowisko SN vs. praktyka sądów powszechnych
Już przed epidemią było często, a nieraz nawet masowo (np. przy roszczeniach zabużańskich) stosowane po to w zasadzie, by przerwać bieg terminu przedawnienia. Bo co z tego, że mamy dłużnika i roszczenie, jeśli się ono przedawniło? Pozwany raczej tego nie przegapi, a od pewnego czasu sąd ma wręcz obowiązek (to taka nowela w interesie dłużników ) je zbadać. A przedawnionej należności nie zasądzi poza bardzo wyjątkowymi sytuacjami.
Wierzyciel byłby zupełnie niemądry, nie blokując biegu przedawnienia. I gdy np. czas na dochodzenie należności drobnego przedsiębiorcy (bo więksi tego nie przegapią) zbliża się do trzech lat – taki ma on okres przedawnienia – występuje on z próbą ugodową i chociażby do ugody nie doszło, uzyskuje kolejne trzy lata czy to na negocjacje, czy lepszą sytuację dłużnika, czy przygotowanie się do procesu.