Niskie zarobki, nieelastyczny czas pracy, niedoinformowanie o konkursach i perspektywach – to problemy asystentów sędziego. Ich rozwiązanie nie tylko pozwoliłoby na rozwój tej potrzebnej sądownictwu grupy zawodowej, ale też znacząco przyśpieszyło tryby sprawiedliwości. Czego więc potrzeba, by i asystent był syty, i sądownictwo całe?
Ludzie od kreciej roboty?
Najpierw niekończąca się opowieść, czyli problem obciążonych sądów. Przyczyną jest m.in. natłok czynności, naturalnie ważnych i wymagających kompetencji, ale często mozolnych, powtarzalnych i mnożących się przy każdej sprawie, jaka trafia na wokandę. Powierzanie ich wykształconym specjalistom, którzy jedną nogą stoją już w zawodzie sędziowskim, to, jak się zdaje, najlepsze rozwiązanie.
Czytaj więcej
495 etatów sędziowskich jest nieobsadzonych w sądach. A przez najbliższy rok mogą przybyć setki kolejnych.
– Sądownictwo potrzebuje wysoko wykwalifikowanych pracowników, którym powierzyć można czynności pomocnicze przy sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości, takie jak wydawanie zarządzeń w trybie art. 472 kodeksu postępowania cywilnego, przygotowywanie rozpraw i projektów orzeczeń czy analiza orzecznictwa. Wielotomowe sprawy – jak choćby te o stwierdzenie nabycia spadku, w których nieraz trzeba sprawdzić, czy kilkudziesięciu uczestników postępowania żyje – wymagają poświęcenia ogromu czasu na czynności przed przystąpieniem do przygotowania rozstrzygnięcia – mówi „Rzeczpospolitej” sędzia Marek Kamionka, zastępca przewodniczącej I Wydziału Cywilnego Sądu Rejonowego dla Krakowa-Podgórza w Krakowie.
Jak wskazuje sędzia Kamionka, pomoc asystentów jest bezcenna i pożądana. Niestety, w sądach jest ich ciągle za mało, a z roku na rok zawód ten traci na popularności. Problemem zdają się być także długotrwałe nieobecności w pracy oraz delegacje asystentów – sąd, w którym pracuje zaledwie kilku asystentów, nieraz pozbawiany jest w ten sposób sporej części rąk do pracy.