Tomasz Tadeusz Koncewicz: Autonomia sportu czy degeneracja ideału?

Niezależność ruchu sportowego nie może oznaczać, że stoi on ponad prawem. Musi być wynikiem dialogu między sportem a jego otoczeniem prawnym i społecznym.

Publikacja: 18.09.2024 04:30

Tomasz Tadeusz Koncewicz: Autonomia sportu czy degeneracja ideału?

Foto: Adobe Stock

Pisane dla Polskiego Komitetu Olimpijskiego, PZPN i nie tylko.

Hipokryzja. Skandale. Korupcja. Arogancja. Poklepywanie się po plecach z autokratami (Igrzyska Olimpijskie w Soczi, Mistrzostawa Świata w Piłce Nożnej z Katarze etc.). Lista poważnych dolegliwości, które trawią system, zarządzania sportem, jest długa. Przy każdej kolejnej aferze wstrząsającej polską piłką nożną ta była zakładnikiem działaczy i wygodnego dla nich argumentu, że „bez PZPN/UEFA/FIFA nie ma futbolu”. Każda próba leczenia choroby toczącej polską piłkę kończyła się szantażem i groźbą wykluczenia polskich drużyn i polskiej reprezentacji z rozgrywek. Teraz bizantyjskie volty i limuzyny pana Radosława Piesiewicza – Prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego – oraz długo skrywane głębokie patologie i niegospodarność (to chyba za delikatne określenie) wewnątrz polskich zwiazków sportowych potwierdzają jedynie, że zarządzanie sportem nie ma nic wspólnego z ideałem autonomii sportu w imię jego specyfiki. Stało się raczej parawanem dla nieprzejrzystości, cwaniactwa i wygodnego życia działaczy.

Czytaj więcej

Jarosław Gwizdak: Paryskie pytanie, czyli kto może, ten wstanie

Mimo to parasol tak wypaczonej autonomii chroni sportową stajnię Augiasza i drwi z emocji tych, dla których wszystkich sport znaczy coś znacznie więcej niż „fasada garnituru” jednego czy drugiego prezesa, sekretarza…

Autonomia sportu. A może autarkia?

Koncepcja „autonomii organizacyjnej” federacji i organizacji sportowych (FIFA/UEFA/MKOL) oraz krajowych związków sportowych stała się modnym hasłem w dyskusjach o regulacjach i zarządzaniu sportem na poziomie krajowym, europejskim i międzynarodowym. W imię specyfiki sportu uzyskuje on przywilej do samoregulacji, tj. samodzielnego określenia zasad organizacyjnych dla działalności poszczególnych związków, reguł dla poszczególnych dyscyplin sportowych i warunków uczestnictwa w krajowych i międzynarodowych zawodach sportowych.

Struktury sportowe, pomimo swojej autonomii, nie są jednak wyryte w kamieniu, ale muszą ewoluować w odpowiedzi na zmiany w ich otoczeniu. Organy zarządzające sportem i ich członkowie (związki krajowe) są zobowiązane funkcjonować według „minimalnych standardów dobrego zarządzania”. Władze sportowe muszą wykazać, że ich wewnętrzne struktury podlegają kontroli w celu zapewnienia, że są wystarczająco demokratyczne i reprezentatywne. Konieczna jest współpraca w duchu dobrej wiary, zaufania, przejrzystości, odpowiedzialności i profesjonalizmu.

Dla Rady Europejskiej „dobre zarządzanie w sporcie to złożona sieć środków politycznych i prywatnych regulacji wykorzystywanych do promowania uczciwości w zarządzaniu podstawowymi wartościami sportu, takimi jak demokratyczne, etyczne, wydajne i odpowiedzialne działania sportowe; oraz że środki te mają zastosowanie zarówno do sektora administracji publicznej sportu, jak i do pozarządowego sektora sportowego”. Biała Księga Sportu Komisji Europejskiej z 2007 r. podkreśliła znaczenie zasad dobrego zarządzania w radzeniu sobie z wyzwaniami dotyczącymi sportu. Karta UNESCO zachęca „władze publiczne i organizacje sportowe do zacieśnienia współpracy w duchu wzajemnego szacunku oraz zminimalizowania ryzyka konfliktu poprzez jasne zdefiniowanie ich odpowiednich funkcji, praw i wzajemnych obowiązków w zakresie wychowania fizycznego, aktywności fizycznej i sportu”.

„Wzajemny szacunek” to miecz obosieczny, ponieważ świat sportu musi szanować kompetencje i obowiązek rządów krajowych i instytucji ponadnarodowych do kontrolowania ich funkcjonowania. To, co wyraźnie wynika z tego bardzo pobieżnego i bynajmniej nie wyczerpującego przeglądu krajobrazu prawnego, to fakt, że nawet jeśli autonomia sportu ma być uszanowana, musi być również postrzegana jako wynik dobrego zarządzania. Nie może ona oznaczać pełnej niezależności i/lub braku jakiejkolwiek kontroli zewnętrznej.

As argumentacyjny

Na pierwszy rzut oka to wszystko może wydawać się oczywiste, by nie rzec: banalne. Zgadzamy się, że wzniosła i szlachetna koncepcja autonomicznego samorządu sportowego jest wartością, którą należy pielęgnować. Tymczasem została wykorzystana w instrumentalny sposób jako argument przeciwko wykluczeniu wszelkiej kontroli zewnętrznej interpretowanej przez federacje sportowe jako niedopuszczalna ingerencja w ich wolności i przywileje.

Organy zarządzające sportem powtarzają bowiem jak mantrę, że przestrzegają obowiązującego prawa, jednocześnie zasłaniając się specyfiką sportu i swoją autonomią, ilekroć pojawia się kwestia nieprawidłowości w ich funkcjonowaniu i potrzeba ich wyjaśnienia. Dla nich autonomia działa jak „as arguemntacyjny”: dyskusja zostaje zamknięta, zanim jeszcze się rozpocznie.

W rezultacie powstają ogromne obszary braku odpowiedzialności, a autonomia staje się tarczą, za którą organizacje sportowe na poziomie międzynarodowym i krajowym ukrywają się, stając się laboratoriami korupcji i szemranych interesów.

Coraz częściej zamiast ujawniać naruszenia, nazywać je po imieniu i egzekwować prawo, federacje i ich włodarze uciekają się do ich ukrywania, zatajania czy minimalizowania w imię instrumentalnie rozumianej autonomii. Każda próba walki z korupcją w sporcie na poziomie krajowym spotyka się z szybką reakcją organów zarządzających sportem. Zamiast argumentów uciekają się one do szantażu, gróźb i wykluczeń z rozgrywek i zawodów tych, którzy chcą coś zmienić na lepsze.

Demokracja i przejrzystość

Tymczasem autonomia ruchu sportowego nie może oznaczać, że sport stoi ponad prawem. Sport jest faktem społecznym, a autonomia musi być wynikiem niełatwego dialogu między sportem a jego otoczeniem prawnym i społecznym, określonym zarówno przez krajowe, jak i ponadnarodowe zasady dobrego zarządzania, wśród których na czoło wysuwa się autonomia (w granicach określonych przez prawo), demokracja (tj. jasne i przejrzyste procedury wyborcze), przejrzystość procesu stanowienia prawa i finansowania własnej działalności, równość i uczciwość.

Dobre zarządzanie federacją sportową musi być postrzegane jako środek do uzyskania autonomii. W konsekwencji ta jako wynik dobrego zarządzania to coś, na co należy zasłużyć, a nie tylko pozostajacy poza wszelką kontrolą przywilej przyznany związkom sportowym. Autonomia ograniczona prawem i w granicach prawa wymaga wiarygodnego systemu egzekwowania prawa oraz skutecznego, przejrzystego i niezależnego nadzoru, w jaki sposób organy wykorzystują swoją autonomię, czy czynią to w sposób odpowiedni, niezbędny, przejrzysty i proporcjonalny do celu, a sankcje, które przewidują dla tych, którzy standardy naruszają, mają charakter wystarczająco odstraszający.

Autonomia, która opiera się na założeniu, że organy podlegajace kontroli działają jednocześnie jako kontrolerzy wobec samych siebie, jest sprzeczna z jedną z zasad sprawiedliwości naturalnej – nikt nie może być sędzią we własnej sprawie. Każda władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie. To samo dotyczy absolutnej autonomii bronionej przez organy sportowe.

Ugruntowana pozycja organów zarządzających („autonomia jako bijący wszystko i wszystkich as”) rodzi pytanie o sens jakiegokolwiek dialogu z innymi interesariuszami zainteresowanymi przestrzeganiem zasad nieodłącznie związanych z dobrym zarządzaniem sportem (rządem, niezależnymi organizacjami antykorupcyjnymi, wymiarem sprawiedliwości czy w końcu zapominanymi coraz częściej kibicami).

Prawdziwa istota autonomii związków sportowych oznacza poszukiwanie niełatwego kompromisu pomiędzy zapewnieniem sportowi możliwości „robienia rzeczy po swojemu” z jednej strony a obowiązkiem przestrzegania podstawowych zasad legalności z drugiej, a wszystko w dialogu, a nie monologu, ze światem zewnętrznym, którego elementem jest i zawsze będzie sport. Autonomia musi być uzasadniana dzień po dniu poprzez wyniki i powtarzające się „akty dobrego zarządzania”, a nie domniemana i przyznawana automatycznie jak sportowa carte blanche. Prawidłowo rozumiana i przestrzegana w dobrej wierze autonomia sportu działa na przecięciu czterech podstawowych wartości:

1) praworządności,

2) przejrzystości;

3) odpowiedzialności,

4) otwartości na wysłuchanie wszystkich głosów.

W XXI wieku nie ma bowiem miejsca na „wyspy samowoli i nieodpowiedzialności”, gdzie niczym nieograniczona autonomia staje się własną karykaturą.

Jeśli więc sens autonomii i samego sportu ma być w ogóle ocalony, organy zarządzające sportem muszą być gotowe do dialogu i odpowiedzi, ilekroć stawiane są im zarzuty, a nie do prymitywnego szantażu i wrogiego okopywania się w opozycji do wszystkich na zewnątrz.

Co dalej i co z naszymi emocjami?

Dziś istota sportu w postaci jego społecznej, kulturowej i edukacyjnej siły jest tłumiona i poświęcana na ołtarzu bezwzględnego biznesu nastawionego na zysk za wszelką cenę. Gdy tylko rachunek się zgadza, wielki biznes pozostaje ślepy na wartości integracji, szacunku i przyzwoitości, które sport (a co za tym idzie, własne marki sponsorów!) powinien odzwierciedlać i promować. Siła portfela staje się prawdziwym panem organów i federacji sportowych. W konsekwencji rozdźwięk między grą na boiskach, bieżniach i halach a tą rozgrywaną w sercu przeciętnego widza rośnie.

Pojawiają się zatem pytania, które nie mogą być dłużej zamiatane pod dywan ze względów biznesowych i wygody sponsorów.

Czy kolejni prezesi organów zarządzających federacjami, działający jako faktyczni sędziowie we własnej sprawie, mogą być wiarygodnym źródłem obiektywnych informacji i można im ufać?

Jaki sens ma autonomia organizacji sportowych, gdy ich wewnętrzne interesy są owiane tajemnicą, a hipokryzja rządzi na każdym poziomie?

Ile jeszcze doniesień prasowych z żenującymi szczegółami jest potrzebnych, aby w końcu wydarzyło się coś namacalnego? I najbardziej fundamentalne z nich: jak iść naprzód?

To ważne pytania, które zasługują na odpowiedzi tu i teraz. Specyfika i autonomia sportu oraz różnorodność organizacji sportowych muszą być szanowane, ale nie mogą być dalej uznawane za wartości absolutne. Nie można ich interpretować jako uzasadnienia dla ogólnego zwolnienia spod nakazu przestrzegania obowiązującego prawa i wolności od zewnętrznej kontroli.

Dobre zarządzanie w sporcie musi być warunkiem autonomii i samoregulacji związków sportowych. Przesłanie musi być jasne i głośne: jeśli zdradzasz standardy rzetelności, legalności, przejrzystości i uczciwości, to ryzykujesz utratę swojego przywileju autonomii i musisz pogodzić się z tym, że w pewnym momencie zostanie poddana nadzorowi z zewnętrz.

Chwila rozliczenia prezesa Piesiewicza, używanego tutaj jako symbol degeneracji szczytnej idei, musi więc nadejść. Nie zmienią tego żadne intelektualnie nieuzasadnione i żenujące tyrady i listy ani szantażowanie zawodników oraz federacji. Kultura korupcji i braku odpowiedzialności nie może być dłużej tolerowana. Chodzi o przyszłość naszego sportu i emocji, a nie działaczy.

Niech więc symboliczna „limuzyna lotniskowa prezesa PKOL” stanie się wezwaniem do wykrzyczenia, że czas błogiego nic nierobienia i wysp nieodpowiedzialności właśnie się kończy.

Autor jest profesorem prawa, kierownikiem Katedry Prawa Europejskiego i Komparatystyki Prawniczej Uniwersytetu Gdańskiego, członkiem Editorial Board Oksfordzkiej Encyklopedii Prawa. Zasiada w Radzie Fondation Jean Monnet pour l’Europe w Lozannie

Pisane dla Polskiego Komitetu Olimpijskiego, PZPN i nie tylko.

Hipokryzja. Skandale. Korupcja. Arogancja. Poklepywanie się po plecach z autokratami (Igrzyska Olimpijskie w Soczi, Mistrzostawa Świata w Piłce Nożnej z Katarze etc.). Lista poważnych dolegliwości, które trawią system, zarządzania sportem, jest długa. Przy każdej kolejnej aferze wstrząsającej polską piłką nożną ta była zakładnikiem działaczy i wygodnego dla nich argumentu, że „bez PZPN/UEFA/FIFA nie ma futbolu”. Każda próba leczenia choroby toczącej polską piłkę kończyła się szantażem i groźbą wykluczenia polskich drużyn i polskiej reprezentacji z rozgrywek. Teraz bizantyjskie volty i limuzyny pana Radosława Piesiewicza – Prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego – oraz długo skrywane głębokie patologie i niegospodarność (to chyba za delikatne określenie) wewnątrz polskich zwiazków sportowych potwierdzają jedynie, że zarządzanie sportem nie ma nic wspólnego z ideałem autonomii sportu w imię jego specyfiki. Stało się raczej parawanem dla nieprzejrzystości, cwaniactwa i wygodnego życia działaczy.

Pozostało 90% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian