Jarosław Gwizdak: Paryskie pytanie, czyli kto może, ten wstanie

Cała akcja czyszczenia Sekwany kojarzy mi się oczywiście z wymiarem sprawiedliwości, a ściślej z jego rozmaitymi kosztownymi reformami.

Publikacja: 07.08.2024 04:30

Jarosław Gwizdak: Paryskie pytanie, czyli kto może, ten wstanie

Foto: Adobe Stock

Co za pech! Znowu wielka sportowa impreza nie pozwala mi się całkowicie skupić na codziennych zadaniach. Nie pomaga również nowoczesna technologia. Wielość dostępnych transmisji – możliwość obserwowania praktycznie wszystkich olimpijskich aren w TV czy na mniejszym, przenośnym ekranie – powoduje u mnie potężne uczucie olimpijskiego FOMO (fear of missing out). Obawa przed przegapieniem czegoś ważnego czy intrygującego jest silna, zwłaszcza w pierwszych dniach paryskich igrzysk.

Nie pokuszę się już o żadną prognozę wyniku, medali czy końcowej klasyfikacji – przesadziłem z optymizmem podczas piłkarskiego Euro i na razie porzuciłem przewidywanie sportowej przyszłości. Na kanwie największej sportowej rywalizacji globu podzielę się tylko dwoma przemyśleniami natury – a jakże – prawniczej. Igrzyska inspirują.

Czytaj więcej

Jak sobie radzić z upałami w sądach

O otwarciu igrzysk napisano już prawie wszystko. Na moment Polacy okazali się absolutnymi ekspertami od historii sztuki i europejskiego dziedzictwa, co w kraju wielkich twórców i wielkich wydarzeń (na przykład coroczne sylwestry organizowane przez stacje telewizyjne) oraz epatującym estetyką i poczuciem smaku niczym wakacyjne kurorty w szczycie sezonu nie może dziwić.

Z ciekawością oglądałem i czytałem jednak o związanej z otwarciem igrzysk transformacji paryskiego odcinka Sekwany w czystą, miejską rzekę, a nawet kąpielisko. Bo o tym, że olimpijska rywalizacja będzie toczyć się „nad Sekwaną” również w znaczeniu dosłownym, wiele mówiło się przed igrzyskami.

Odbiór tego pomysłu był oczywiście bardzo zróżnicowany. Prześmiewcy i krytycy postanowili nawet celowo rzekę zanieczyszczać, aby tylko wielki projekt rewitalizacji się nie udał. Kąpiel w Sekwanie zapowiedział sam prezydent republiki Emmanuel Macron, jednak słowa nie dotrzymał. W rezultacie pływała w niej, aby dowieść czystości wody, mer ParyżaAnne Hidalgo, a media nie poinformowały o jakichkolwiek skutkach ubocznych jej aktywności.

Na moment przed zapowiadanym startem w rzece współzawodnictwa triathlonistów okazało się, że wody rzeki są jednak brudne. Sprawić to miały opady deszczu, które przyniosły zanieczyszczenia. Rzekę udało się doprowadzić do czystości przed samym początkiem rywalizacji. Ale to pewnie nie koniec.

Koszt oczyszczania rzeki miał wynieść niemal półtora miliarda (!) euro. To suma potężna nawet dla bogatego kraju Unii Europejskiej. Jeśli te środki „popłyną”, to wydatek taki będzie bardzo trudno uzasadnić.

Cała akcja czyszczenia Sekwany kojarzy mi się oczywiście z wymiarem sprawiedliwości, a ściślej z jego rozmaitymi, kosztownymi reformami. Bardzo bym chciał, żeby w przeciwieństwie do organizatorów igrzysk, dysponenci publicznych środków podejmowali jedynie decyzje trafne, o długofalowym horyzoncie i dalekie od efekciarstwa.

Skutecznie zmieniać można przecież za zdecydowanie mniejsze pieniądze, a czasem nawet bezkosztowo. Tak jak w drugim przykładzie.

Igrzyska to przede wszystkim rywalizacja. Rywalizacja, która dla najlepszych kończy się wręczeniem medali i odegraniem narodowego hymnu. To najważniejszy moment w karierze sportowca.

Oglądałem kilka ceremonii medalowych w Paryżu i zainteresował mnie komunikat spikera, który zachęca do powstania podczas hymnu, ale z zastrzeżeniem „if you are able” (pol.: jeśli jesteś zdolny, jeśli możesz).

To sformułowanie bardzo mi się spodobało. Tak niewiele trzeba, aby w kulturalny i subtelny sposób pozwolić na komfort tym, którzy z rozmaitych powodów nie będą w stanie podnieść się z krzeseł.

W przeciwieństwie do kosztownego czyszczenia Sekwany (czyli analogii wielkiej, drogiej reformy), wypowiadane przez spikera zdanie jest malutką innowacją. Taką, która od razu rozwiązuje słynny wciąż w polskim wymiarze sprawiedliwości – czy na sali rozpraw można siedzieć, czy zeznawanie „na siedząco” nie obraża sądu.

Jak to wygląda u nas? Jak zawsze, skomplikowanie. O „pozycji stojącej” (zupełnie jak w olimpijskim strzelectwie) mówi § 110 regulaminu urzędowania sądów powszechnych.

Niejako odpowiednikiem olimpijskiego „wstań, jeśli możesz” jest jego ust. 2 o następującej treści: „W uzasadnionych przypadkach, a zwłaszcza gdy przemawiają za tym względy zdrowotne, długotrwałość wypowiedzi lub konieczność prawidłowego utrwalenia dźwięku albo obrazu i dźwięku, przewodniczący posiedzenia lub rozprawy może zezwolić każdej osobie na pozostawanie w pozycji siedzącej, gdy przemawia ona do sądu lub gdy sąd zwraca się do niej”.

Wszystko to proste i łatwe, prawda? Jak zawsze w polskim sądownictwie.

A gdyby tak po prostu napisać „w kontakcie z sądem wstajesz, jeśli możesz”? Tak się na pewno nie da.

Autor jest adwokatem, członkiem zarządu Fundacji INPiS, obywatelskim Sędzią Roku 2015

Co za pech! Znowu wielka sportowa impreza nie pozwala mi się całkowicie skupić na codziennych zadaniach. Nie pomaga również nowoczesna technologia. Wielość dostępnych transmisji – możliwość obserwowania praktycznie wszystkich olimpijskich aren w TV czy na mniejszym, przenośnym ekranie – powoduje u mnie potężne uczucie olimpijskiego FOMO (fear of missing out). Obawa przed przegapieniem czegoś ważnego czy intrygującego jest silna, zwłaszcza w pierwszych dniach paryskich igrzysk.

Nie pokuszę się już o żadną prognozę wyniku, medali czy końcowej klasyfikacji – przesadziłem z optymizmem podczas piłkarskiego Euro i na razie porzuciłem przewidywanie sportowej przyszłości. Na kanwie największej sportowej rywalizacji globu podzielę się tylko dwoma przemyśleniami natury – a jakże – prawniczej. Igrzyska inspirują.

Pozostało 85% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?