Wydawać by się mogło, że kwestia płacenia alimentów jest stosunkowo prosta. Sąd, albo też sami zainteresowani ustalają kwotę, jaką ma przekazywać rodzic, który nie mieszka na stałe z dzieckiem, i dzień jej przekazania. Kwota ta powinna uwzględniać uzasadnione potrzeby dziecka oraz możliwości zarobkowe rodzica, zaś termin jej przekazania to określony dzień miesiąca.
Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby przekazywana kwota była większa, albo by wpłat było więcej, niemniej ustalone warunki brzegowe muszą być zachowane. Kiedy jednak zobowiązany do płacenia alimentów rodzic spóźni się z przekazaniem pieniędzy albo kwota będzie niższa od ustalonej, wierzyciel, a w tym przypadku zwykle jego pełnomocnik ustawowy, czyli rodzic sprawujący stałą opiekę, ma prawo złożyć wniosek do komornika sądowego.
Czytaj więcej
Wbrew pozorom problem niskiej skuteczności egzekucji alimentów można łatwo rozwiązać.
Komornik, jeśli jest właściwy miejscowo, ma obowiązek taki wniosek przyjąć i wszcząć postępowanie egzekucyjne. A jeśli już postępowanie się rozpocznie, to wcale niełatwo je zakończyć, bo są na to w zasadzie tylko dwa sposoby. Pierwszy to wniosek wierzyciela (tudzież pełnomocnika), a drugi to ustanowienie swego rodzaju zastawu w wysokości równej kwocie sześciu rat alimentacyjnych. Ta kwota pozostaje na koncie depozytowym, z upoważnieniem dla komornika do skorzystania z niej w razie potrzeby.
Nawiasem mówiąc, to rozwiązanie warte jest głębokiej analizy i pewnej korekty. Obecna regulacja działa demotywująco i sprawia, że wielu dłużników woli zwolnić się z pracy niż „do końca życia pracować na komornika”. Dużo korzystniejszym rozwiązaniem byłaby kwota równa trzem ratom alimentacyjnym, wpłacana bezpośrednio na rachunek kancelarii. Doświadczenie uczy, że dopóki dłużnik widzi realną szansę na spłatę swojego zadłużenia, dopóty jest nadzieja na pozytywny finał sprawy. Jeśli zaś uzna, że i tak się nie pozbędzie długu, to często całą swoją energię poświęca nie na rozwiązanie problemu zadłużenia, ale na „ucieczkę przed komornikiem”.