Katarzyna Batko-Tołuć: Narracja dyktatorów w Unii

Czym różni się agent zagraniczny od reprezentanta obcych interesów?

Publikacja: 17.07.2024 04:30

Katarzyna Batko-Tołuć: Narracja dyktatorów w Unii

Foto: Adobe Stock

Dlaczego Komisja i Parlament Europejski postanowił rozwiązać problem ukrytego lobbingu Rosji czy krajów arabskich na swoich funkcjonariuszy sposobem, który pomógł Władimirowi Putinowi sprawować władzę absolutną? Można by przewrotnie powiedzieć, że to już ukryty wpływ na instytucje unijne. Bo jak inaczej wytłumaczyć nieproporcjonalne i zapewne bezcelowe regulacje polane sosem narracji o obcym wpływie?

Rok 2012

Jest rok 2012. Władimir Putin wprowadza przepisy o „agentach zagranicy”. A w tejże ustawie specjalne raportowanie dla organizacji dotowanych np. przez amerykańskie prywatne fundacje lub niemieckie fundacje polityczne, konieczność oznaczania się przez niektóre organizacje jako “agent zagranicy” i niejasne określenie podlegających rejestracji organizacji jako tych, które prowadzą „działalność polityczną”.

Czytaj więcej

Katarzyna Batko-Tołuć: Media, a nie tuby

Polakom i Polkom łatwo sobie wyobrazić, jak może podziałać na społeczeństwo propaganda skierowana np. przeciw organizacji sprzeciwiającej się dyskryminacji grup mniejszościowych. Jak łatwo powiedzieć, że to obcy agent opłacany przez opcję niemiecką, która chce zniszczyć rodzimą tradycję i kulturę. Znamy to. To teraz wyobraźmy sobie, że państwo dysponuje nie tylko możliwościami propagandowymi, ale też „zalegalizowaną” możliwością prowadzenia niekończących się kontroli i dręczenia takiej organizacji grzywnami i groźbą likwidacji. Dlatego wiele organizacji przestało działać. Inną pułapką było niejasne pojęcie „działalność polityczna”. Wiele organizacji na wszelki wypadek cenzurowało swoje wypowiedzi i aktywnie zwalczało wszelkie nieprawomyślne wypowiedzi swoich partnerów i współpracowników. A gdy już były słabe i podzielone, sprecyzowano, że to praktycznie wszystko, co dzieje się w sferze publicznej i wiąże z zabieraniem głosu – organizowanie wydarzeń, obserwacja wyborów, składanie apelów do władz, rozpowszechnianie opinii o decyzjach władz państwowych czy prowadzenie badań opinii publicznej. I te, które się cenzurowały i nie brały pieniędzy z zagranicy, nagle okazały się także nieprawomyślne.

Dziesięć lat później

Jest koniec 2022 r. W Brukseli wybucha afera katarska. Wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego, grecka europdeputowana Eva Kaili wraz ze swoim partnerem i asystentem Francesco Giorgim oraz byłym włoskim eurodeputowanym Pier Antonio Panzerim mają być zdaniem śledczych przez Katar opłacani za lobbowania interesów tego kraju w PE. Grupa spiskowców miała być zaangażowana w pisanie przemówień skierowanych do parlamentarzystów europejskich wygłaszanych przez przedstawicieli Kataru i w dbanie, by ten nie był potępiany ani karany przez instytucje unijne za łamanie praw migranckich pracowników.

Jakież było zdziwienie społeczeństwa obywatelskiego, gdy niedługo po wybuchu skandalu w PE zaczęto mówić o konieczności zwiększenia kontroli nad organizacjami społecznymi reprezentującymi obce interesy. Gdyż one przecież prowadzą rzecznictwo wobec europarlamentarzystów. Aż się ciśnie na usta niepoprawne przysłowie „Kowal ukradł, a Cygana powiesili”.

Rok po tych wydarzeniach PE przyjął dyrektywę o „przejrzystości reprezentacji interesów w imieniu państw trzecich”. I choć Komisja i Parlament zapewniają, że przecież nie jest to powtórzenie przepisów o agentach zagranicy (chodzi o przejrzystość lobbingu państw trzecich prowadzonego przez różne podmioty), to dyrektywa zawiera dokładnie takie same zagrożenia jak rosyjskie przepisy o agentach zagranicy. Mamy w niej stygmatyzację - czyli nazywanie podmiotów, w tym organizacji społecznych, finansowanych np. z publicznych amerykańskich pieniędzy, “reprezentantami interesów państw trzecich”. Mamy specjalne wymogi wobec takich podmiotów.

I mamy niejasność, o jaką działalność chodzi. Ta dyrektywa ma być wdrażana na poziomie państw członkowskich. Radość Victora Orbana i Roberta Fico jest nie do opisania. Już w czasie dyskusji w 2023 r. powstała na Węgrzech ustawa „O ochronie suwerenności narodowej”. A co najważniejsze, UE zaczęła używać narracji dyktatorów i wykazała się hipokryzją. Warto dodać, że jest to część europejskiego paktu na rzecz ochrony demokracji. O tym, że taki pakt ma powstać i że ma być odpowiedzią na wpływy obcych państw, była mowa już w 2020 r. I każdy, kto dba o demokrację, jest tego świadom. Trudno jednak nie być skonfundowanym rozwojem wydarzeń i dobranymi środkami.

Po co stygmatyzować?

Organizacje społeczne zdobywają pieniądze na swoją działalność od różnych darczyńców. Obywatele organizują się by zająć się jakąś sprawą, to ich misja. A potem szukają darczyńców, którzy zechcą tę misję wesprzeć. To ten interes społeczny jest pierwszy, a nie interes darczyńcy. Owszem, mogą się zdarzyć nadużycia i tworzenie organizacji udających, że prowadzą misję społeczną, a w rzeczywistości realizujących ukryte interesy. Jeśli intencje są złe, to znajdzie się sposób by ominąć przepisy. Jeśli jednak w jakimś kraju jest rząd zwalczający społeczeństwo obywatelskie, to te przepisy bardzo mu się przydadzą do uciszania wszelkich sprzeciwów wobec prowadzonej przezeń polityki.

Dyrektywa jest powszechnie krytykowana, choć obecna wersja powstała już po protestach. Przedstawiana jest jako odpowiedź na zagrożenia dla demokracji. Jednak niezależnie od krytyki zagrożeń dla praw człowieka i swobód obywatelskich, jest krytykowana za brak realizmu i potencjalną nieefektywność. Kto chce, nadal będzie mógł wpłynąć na procesy decyzyjne i uniknie kontroli. Kto chce działać w interesie publicznym i działa przejrzyście, zostanie dodatkowo obciążony. To jeszcze można zrozumieć. Po co natomiast stygmatyzować? Po co powtarzać narrację dyktatorów? Przejrzystość w podejmowaniu decyzji jest ważna bez względu na źródło finansowania.

Dyrektywa jeszcze nie obowiązuje. Musi ją przyjąć Rada. A rządy muszą się zgodzić. Polski rząd jest przeciw. Obecnie prezydencję w Unii Europejskiej sprawuje Victor Orban. Ale potem będzie prezydencja polska. Sprawa wróci. Musimy być świadomi, co się szykuje. I utwierdzać naszych polityków w sprzeciwie. Strach pomyśleć, co taka dyrektywa znaczyłaby dla Polski jeszcze kilka lat temu.

Afera katarska (o co chodzi)

Wysoki rangą przedstawiciel Kataru miał szansę odnieść się do krytyki. Nie wiedział tylko, że Giorgi i Panzeri od miesięcy byli pod obserwacją belgijskich służb specjalnych, podejrzewani o udział w szeroko zakrojonym programie „gotówka za wpływy”, w ramach którego Katar płacił za uzyskanie określonych rezultatów legislacyjnych. Kaili zaprzecza, jakoby dopuściła się jakichkolwiek wykroczeń w związku z aferą, w której według policji Panzeri i inni przyjęli pieniądze od Kataru, Maroka i Mauretanii w zamian za forsowanie ich interesów w PE. Utrzymuje, że obrona Kataru była częścią jej pracy jako przedstawiciela UE, a dochodzenie w sprawie jej działań naruszyło immunitet parlamentarny.

W setkach stron podsłuchów służb specjalnych nie ma żadnych innych dowodów, że Kaili bezpośrednio otrzymała pieniądze od Kataru lub innych krajów. Giorgi przekazał policji szczegóły operacji, ale jego prawnik twierdzi, że zeznawał pod przymusem.

A jednak rankiem 9 grudnia Kaili, Giorgi, Panzeri i kilku innych podejrzanych zostali aresztowani i wtrąceni do więzienia pod zarzutem korupcji, prania pieniędzy i udziału w „spisku przestępczym”.

Policja opublikowała zdjęcia toreb wypchanych setkami tysięcy euro, które odzyskała w mieszkaniu Panzeriego, w domu Kaili i Giorgiego oraz w walizce ojca Kaili. Natychmiast zamieniła swoje dochodzenie w wiadomość na pierwszych stronach gazet całej Europy.

Jaki problem UE chce w ten sposób rozwiązać? Co może wywołać?

Zgadzam się, że rozwiązań potrzeba. Ale czemu takie? Polski rząd szczęśliwie jest przeciw. Problem jednak pozostaje.

Autorka jest dyrektorką programową stowarzyszenia Sieć Obywatelska Watchdog Polska

Dlaczego Komisja i Parlament Europejski postanowił rozwiązać problem ukrytego lobbingu Rosji czy krajów arabskich na swoich funkcjonariuszy sposobem, który pomógł Władimirowi Putinowi sprawować władzę absolutną? Można by przewrotnie powiedzieć, że to już ukryty wpływ na instytucje unijne. Bo jak inaczej wytłumaczyć nieproporcjonalne i zapewne bezcelowe regulacje polane sosem narracji o obcym wpływie?

Rok 2012

Pozostało 95% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian