Prawie każdy trafiający w śledztwie do aresztu lub po wyroku do więzienia dla adwokata ma twarz nie tylko swoją własną, ale i swoich najbliższych. Po kolejnych latach praktykowania tego zawodu widzimy we wspomnieniach nie tylko twarze tych, których spotykaliśmy w aresztach lub w salach sądowych, ale i tych, którzy przychodzili do naszych kancelarii w ich sprawach. Twarze wysiadujących pod salami sądowymi. Pamiętamy głosy z rozmów telefonicznych proszące o krótką informację o przebiegu rozprawy, albo jak on czy ona się tam za kratami czują. Pamiętamy ich smutki, lęki i rozterki.
Osoba, której ojciec, mąż, brat lub syn – rzadziej żona, córka siostra lub matka – nagle zostali wyrwani z wolności i osadzeni za kratą, przychodzi do adwokata często załamana, przerażona i zagubiona. Z tej przyczyny niektóre rozmowy nie zawsze są spójne, nie zawsze merytoryczne. Pojawia się wiele wypowiedzi o uczuciach, wiele wspomnień, pada wiele słów, które przed obcym nigdy by nie padły, gdyby taki człowiek nie był przetrącony przez troskę lub zwykły lęk.
Czytaj więcej
Procedura udzielania aktu łaski nie służy do tego, by wymusić na prokuratorze generalnym udzielenie skazanym przerwy w karze, a taki był realny cel działania prezydenta.
Adwokacka codzienność
To jest smutna codzienność bycia adwokatem. Do tego najczęściej pozbawienie wolności następuje jeszcze w czasie śledztwa i w sumie nie wiadomo jak długo będzie trwało. Czy po pierwszych trzech miesiącach prokurator wystąpi o następne, potem znowu o następne i jeszcze o następne, a sędzia to klepnie? To też jest smutna codzienność.
Dlatego widok dwóch zapłakanych żon do niedawna jeszcze wysokich urzędników państwowych, których mężów zatrzymano do odbycia kary, co najwyżej wywołuje wspomnienie innych kobiet. Tych, które przychodziły z płaczem, maską stresu na twarzy, niepamiętające, że trzeba zadbać o fryzurę czy ubiór. Tak było w minionych latach i tak jest dziś. Mąż czy syn siedzi w areszcie i nie wiadomo, kiedy wyjdzie.