Nowym ministrem edukacji w rządzie Donalda Tuska zostanie posłanka Koalicji Obywatelskiej, liderka Inicjatywy Polskiej, Barbara Nowacka.
Czy jest świadoma tego, co ją czeka? Wydaje się, że tak, bo Donald Tusk mówił podczas konferencji prasowej, że podczas spotkania z przyszłymi ministrami usłyszał, jak wiele jest w szkole do sprzątnięcia po ministrze Przemysławie Czarnku. – To będzie przywrócenie stanu normalności i elementarnej przyzwoitości – mówił Donald Tusk. Wspominał też, że ostatnie lata to pogrążanie się polskiej oświaty w „średniowieczu.”
Jakie zmiany są potrzebne w polskiej szkole?
Pierwszym zadaniem nowej minister będzie budowa nowej struktury resortu, zdecydowano bowiem o podzieleniu obecnego ministerstwa na dwa. Jeden resort będzie odpowiedzialny za oświatę, drugi – za naukę i szkolnictwo wyższe. Taki podział kompetencji resortów funkcjonował do połowy 2020 r.
Czy dziś ten podział to dobre rozwiązanie? Wydaje się, że tak. Zarówno edukacja, jak i szkolnictwo wyższe, to dwa ogromne obszary, mocno przez ostatnie lata poturbowane i wymagające reformy. Podział taki był też postulowany przez środowisko naukowe, bo przez ostatnie lata przedstawiciele nauki mieli poczucie, że w resorcie pełnią drugorzędną rolę.
Kolejną zmianą, już na twardo zapowiedzianą przez Donalda Tuska, są 30-procentowe podwyżki dla nauczycieli już od stycznia: choć z zastrzeżeniem, że możliwe jest późniejsze wyrównanie. Nauczycielskie pensje to jeden z największych problemów w oświacie, bo obecne wynagrodzenia, oscylujące wokół płacy minimalnej powodują, że nie ma chętnych do pracy w szkole. Nauczyciele, by zarobić, ale też i załatać dziury w planie lekcji, pracują znacznie ponad normę - rekordziści nawet po 46 godzin tygodniowo przy tablicy. A choroba nauczyciela, albo nawet wycieczka, powoduje, że klasy mają masowo odwoływane lekcje.